środa, 4 lutego 2015

Forever Pavot - Les cigognes nenuphars


Po raz kolejny w ostatnich dniach zaglądamy do Francji - tym razem w celu zapoznania się z muzyką Emile'a Sornin.
Nazwisko to może być znane głównie wielbicielom teledysków, ponieważ dżentelmen ów głównie filmami dotychczas się zajmował. W zeszłym roku przerzucił się jednak również na muzykę i pod pseudonimem Forever Pavot nagrał album "Rhapsode". Sam. Napisał utwory, zaśpiewał i zagrał na każdym instrumencie. Człowiek-orkiestra, rzec by można; rzecz dość niespotykana w czasach grup producenckich stojących za najpopularniejszymi z wykonawców, czego przykładem jest choćby One Direction (pardon my French). Nie jest to jedyny przejaw sprzeciwu Sornina wobec dzisiejszej muzyki mainstreamowej: jej pogłębiającej się komercjalizacji i coraz większemu uszczerbkowi na jakości. Cała płyta jest bowiem nagrana w klimacie lat sześćdziesiątych - okresu niekiedy nazywanego złotym wiekiem muzyki rozrywkowej (choć mi nie do końca uśmiecha się faworyzowanie muzyki z jakiegokolwiek okresu).
Muzykę Forever Pavot trzeba (poniekąd niestety) nazwać bardzo niszową. Gdyby jeszcze jej autorem był rozpoznawalny szerzej wykonawca bądź zespół - Metronomy, na przykład - to pewnie wielu wielbicieli muzyki pokiwałoby z uznaniem głową i chętnie "Rhapsode" na swojej półce ustawiło. A tak - przyjdzie jeszcze Sorninowi poczekać na sławę.

Ocena: 8/10

Już jutro: Wiracki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz