sobota, 27 września 2014

Jack White - Freedom At 21


Jack White gra 12 listopada dwa koncerty w Starej Zajezdni na krakowskim Kazimierzu. Bilety kosztowały - bagatela - niemal 200 złotych. W ile się wyprzedały? W trzy minuty. O czym to świadczy? Ano o tym, że mamy w Krakowie (i pewnie ogólnie w Polsce) spore grono wielbicieli porządnego rocka, gotowych często do niemałych poświęceń by zobaczyć artystę tak wybitnego jak Jack White. Tak trzymać!

Już jutro: Coldplay

piątek, 26 września 2014

Massive Attack feat. Mos Def - I Against I


Aj, pospieszyłem się we wtorek z tą zapowiedzią. Chciałem omówić dziś album "Heligoland", ale zapomniałem jakimś cudem o pojawieniu się pierwszej recenzji całej płyty, na którą ostatni album MA z pewnością zasługuje, a umieszczać dwóch odcinków tak czasochłonnego cyklu dwa dni pod rząd nie będę. Na domiar złego (dobrego?) odkryłem też dawno zapomnianą przeze mnie wspaniałą piosenkę Coldplaya, która spokojnie mogłaby się tu dziś znaleźć. A tak - nici z tego. Trudno, czas na nią przyjdzie w poniedziałek. Dziś za to mroczny bardzo utwór Massive Attacku z udziałem Mos Defa. Jest to bez wątpienia jeden z najbardziej surowych utworów w ich twórczości, nic więc dziwnego, że znalazł się jedynie na singlu "Special Cases", a nie na żadnym longplayu.

Już jutro: Jack White

czwartek, 25 września 2014

Recenzja (1): Jane's Addiction - Nothing's Shocking


Od dziś, w nieregularnych zapewne odstępach czasu, ukazywać się tu będą recenzje pełnych płyt. Polegać on będzie na przybliżaniu Wam, drodzy czytelnicy, utwór po utworze, klasycznych często albumów, które znam na pamięć i o których jakości mogę osobiście zaświadczyć. Zaczynamy od Jane's Addiction i  ich debiutanckiego krążka "Nothing's Shocking".

Najpierw drobne wprowadzenie. Jane's Addiction powstało w latach 80. XX wieku. Przez pierwsze dwa lata Perry Farrell wraz z ekipą skupiali się raczej na pracy w terenie. Do studia weszli dopiero w roku 1987, co poskutkowało wydaniem debiutanckiej płyty zatytułowanej "Nothing's Shocking" w roku 1988. Płyta jest jakby wizytówką grupy - kontrowersyjna okładka, mocne teksty, ostre gitarowe granie. Wszystko zaczyna się jednak od...
  1. "Up The Beach" - ...utworu nie tak ostrego, mającego raczej wprowadzić w klimat albumu. Ale już w tym utworze widać pewne cechy przewijające się przez całą twórczość JA - choćby charakterystyczna gitara Dave'a Navarro (o którym więcej tu), ważna rola basu Erica Avery'ego (zastąpionego później chwilowo przez Flea, o którym jeszcze wspomnę, a później - już na stałe - przez Chrisa Chaneya) i psychodeliczny wokal Perry'ego Farrella.
  2. "Ocean Size" - tu nadal nie pokazują wszystkiego co potrafią. Można powiedzieć że to swego rodzaju pomost między ich mroczną stroną objawiającą się choćby w "Up The Beach", a energicznymi gitarami rodem ze "Standing In The Shower... Thinking" (o którym za chwilę).
  3. "Had A Dad" - jeden z najbardziej typowo rockowych utworów Jane's Addiction. Melodia jest tu dość prosta, na pierwszy plan wysuwa się więc wyrazisty tekst. Zawsze ciekawił mnie jednak refren - spowolniony lekko, wprowadzający iluzję zmiany metrum. Interesujące od strony teoretycznej.
  4. "Ted, Just Admit It..." - arcydzieło. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy, również pierwszy trwający ponad 5 minut. Jego następcami zostaną "Summertime Rolls" z tego samego krążka (utwór nie tak wspaniały, ale budzący jakby pewną nostalgię), a także "Three Days" (jeszcze dłuższe, jeszcze bardziej tkwiące w mroku), "Then She Did..." (ze wspaniałą partią skrzypiec i basu) oraz "Of Course" (utrzymane w klimacie kolorowej psychodelii) z płyty następnej - "Ritual de lo habitual". No i nie można przy "Tedzie..." nie wspomnieć o tym charakterystycznym okrzyku "Sex is violent!" który prowokuje gitary do nagłego rozpędu.
  5. "Standing In The Shower... Thinking" - jeden z żywszych utworów, kiedyś uznawałem go też za jeden ze słabszych. Z perspektywy czasu dostrzegam jednak, że (choć nadal nie należy do moich ulubionych) jest wyjątkowo zmyślnie skonstruowany. Znowu - smaczek dla teoretyków muzyki rockowej (których naprawdę na świecie nie brak).
  6. "Summertime Rolls" - jak "Standing In The Shower..." przyspieszało tempo albumu, tak "Summertime Rolls" je zwalnia. Jak pisałem wyżej - utwór już nie tak doskonały jak "Ted, Just Admit It...", ale na tyle emocjonalny (w porównaniu do reszty piosenek JA) i spokojny, że wzbudza w człowieku uczucia odmienne niż inne utwory z tej płyty.
  7. "Mountain Song" - najcięższy bodaj utwór na płycie. Dorównuje mu tylko "Pigs In Zen", znajdujące się jednak tylko na rozszerzonej, cyfrowej wersji albumu.
  8. "Idiots Rule" -  pierwszy utwór JA z udziałem Flea - basisty RHCP. Tutaj akurat artysta udzielał się jako trębacz. Jest energicznie, na swój sposób żartobliwie. Trochę jak w "Standing In The Shower... Thinking". Kolejny utwór z ostrym, wyrazistym tekstem o zabarwieniu anarchistycznym.
  9. "Jane Says" - w całej swej (pozornej przynajmniej) prostocie jest to chyba najłatwiejsza piosenka na płycie. Nie dziwi więc fakt, że - jeśli kierować się liczbą wyświetleń na portalu YouTube - jest to najpopularniejsza piosenka Jane's Addiction. Poprzez tekst jest to też jakby utwór programowy.
  10. "Thank You Boys" - po "Ted, Just Admit It..." oraz "Summertime Rolls" mój bezsprzecznie ulubiony utwór na płycie. Oczywiście z powodu swojej inności.
  11. "Pigs In Zen" - ciężko, ostro, gitarowo. Niedaleko stąd do Metalliki. Choć koneserem hardrockowych gitar nie jestem, docenić muszę świetną solówkę Dave'a Navarro.

Kalifornijczycy wydali później jeszcze trzy albumy studyjne. Trzeci w ich dorobku, czyli "Strays", nie jest szczególnie warty uwagi, zaś do dwóch pozostałych - "Ritual de lo habitual" oraz "The Great Escape Artist" zapewne jeszcze powrócimy.

Ocena: 9/10

Już jutro: Massive Attack

środa, 24 września 2014

Coldplay - Twisted Logic


Słowa tej piosenki doskonale ilustrują etapy muzycznej kariery Coldplaya. "You'll go backwards but then you'll go forwards again" - to właśnie dzieje się z zespołem od kilku dobrych lat.
Zaczęli od dwóch świetnych EPek: "Brothers & Sisters" oraz "Safety". Obie sygnalizowały już, że w muzyce rockowej może pojawić się nowy, świeży powiew. Później wydali niezwykle udany album "Parachutes", który mimo typowo rockowych utworów takich jak "Shiver" czy "Yellow" poszedł jednak w inną stronę - mianowicie w stronę alternatywy. Zanosiło się na to, że grupa Chrisa Martina do rocka wróci już trzy lata później przy okazji kolejnej płyty - "A Rush Of Blood To The Head". Tym razem we wszystko wmieszał się jednak pop - jeszcze ten raczej wysokich lotów ("The Scientist", "Clocks").
Ale i rockowi w końcu przyszło pełnić funkcję wiodącego gatunku na jednej z płyt Coldplaya. Była to ich chyba najlepsza płyta - "X&Y" (na której paradoksalnie nie znalazł się utwór Coldplaya o tym samym tytule). Tutaj zbudowali altrockowy majstersztyk (nad którym rozwodził będę się zapewne jeszcze innym razem), którego warto posłuchać mimo tych słabszych momentów - choćby dla pięknego wykorzystania motywu z "Computer Love" Kraftwerku w "Talk".
No i tu dochodzimy do pewnego załamania w twórczości londyńczyków. Bo choć "Viva La Vida" jest bezapelacyjnie świetna i przez niektórych uważana za najlepszą płytę w dorobku, to słychać już wyraźnie popowe tendencje zespołu. Uwidoczniły się one zupełnie na albumie kolejnym - "Mylo Xyloto". To jest płyta po prostu przeciętna (choć ich pop nadal jest popem niezłym). Jeśli jednak porówna się ją z resztą dyskografii, widać, jak bardzo Coldplay muzycznie upadł - nie porażają kreatywnością (może poza "Major Minus"), tworzą muzykę u podstaw prostą. I ten stan rzeczy utrzymywał się aż do ukazania się pierwszych piosenek z nowego albumu - bardzo popowego, ale fantastycznego "Magic" - oraz "Midnight". Ten ostatni utwór (wraz ze świetnymi remixami Morodera Jona Hopkinsa) daje nadzieję na pójście w coś na kształt eksperymentalnego rocka. Ten kierunek byłby jak najbardziej wskazany.

Już jutro: Jane's Addiction

wtorek, 23 września 2014

Jane's Addiction - Summertime Rolls


Niech dzisiejszy post będzie zapowiedzią tego, co dziać się tu będzie pojutrze (i do końca tego tygodnia). Dlatego dziś muzycznych opowieści nie będzie, wprowadzę Was tylko w moje plany na przyszły tydzień:
  • jutro krótka historia regresu Coldplaya i nadziei na lepsze jutro
  • pojutrze specjalna recenzja
  • w piątek na moment powrót do Massive Attacku
  • w sobotę lecimy z Jackiem Whitem z okazji zbliżających się koncertów w Krakowie
  • a w niedzielę jeszcze nie wiem co niespodzianka.
Enjoy.

Już jutro: Coldplay

poniedziałek, 22 września 2014

The Black Keys - Weight Of Love


Niektórzy krytycy muzyczni już zdążyli wskazać na The Black Keys jako głównych faworytów do otrzymania tegorocznej nagrody Grammy. I choć jestem do tego trofeum nastawiony dość sceptycznie*, to jednak gotów jestem przyznać tymże krytykom rację. Na płycie tej panuje bowiem aż zatrzęsienie świetnych utworów, wśród których wyróżnić trzeba na pewno utwór tytułowy - "Turn Blue" (kolejne potwierdzenie tezy wysuniętej przeze mnie jakiś czas temu) - oraz "Weight Of Love" właśnie. Ta ostatnia piosenka ma poważne szanse na zostanie zapamiętaną jako jeden z lepszych utworów altrockowych 2014 roku (a może i całej dekady). Najbardziej chyba przemawia do mnie fragment końcowy, w którym dwie gitary zgodnie grają podobny (a miejscami nawet ten sam) riff. Nie chciałbym wprowadzać tu nie wiadomo jakiej symboliki, ale to jest po prostu mocne. Emocjonalnie, oczywiście.
No i nie zdziwcie się, jeśli po włączeniu teledysku zobaczycie Dana Auerbacha ucharakteryzowanego na kaznodzieję z teledysku "Fever" i usłyszycie dźwięki tej samej piosenki. Tak, na pewno będziecie oglądać dobry film. Poczekajcie kilka sekund.

Już jutro: Jane's Addiction

 *Powodów ku temu nie brak, dwa pierwsze to wygrana wyjątkowo marnego i wcale nie rockowego "Radioactive" zespołu Imagine Dragons nad klasycznym "Kashmirem" Led Zeppelin i zapewniającym swego rodzaju katharsis "The Stars (Are Out Tonight)" Davida Bowiego w kategorii Best Rock Performance oraz zaliczenie utworów z przedostatniej płyty Coldplaya - "Mylo Xyloto" - do tej samej kategorii.

niedziela, 21 września 2014

Jon & Vangelis - I'll Find My Way Home


Blogowi stuknęło 9300 wyświetleń. Zyskał on też nową odsłonę graficzną, na którą składa się piękne logo autorstwa Ani Janiec (dzięki!), baner (stworzony przeze mnie) oraz nowy, mam nadzieję bardziej czytelny szablon w lekko zmienionej kolorystyce. No i mamy stronę facebookową, na którą gorąco zapraszam. Będzie tam trochę dodatkowej muzyki, już bez opisów, recenzji i opowieści, a także oczywiście reklamy postów. No właśnie - od dziś posty pojawiać się będą zawsze równo o 20:00.
No i jeszcze jedna, już chyba niezbyt pozytywna zmiana: na blogu pojawiły się reklamy. Na szczęście nieszczególnie inwazyjne.

Już jutro: The Black Keys