sobota, 1 listopada 2014

Tom Waits - Frank's Wild Years


Szkoda, że ten utwór jest taki krótki. Chciałoby się wiedzieć więcej o tymże Franku przeżywającym swoje "dzikie lata" w rytm muzyki Toma Waitsa. Można by właściwie nakręcić o tym film - byłoby z pewnością ciekawie. Ale z drugiej strony - długość tej piosenki ma swój urok. Gdyby miał to być pięciominutowy recytatyw, pewnie puścilibyśmy ją mimo uszu, a przynajmniej nie spodobałaby nam się tak bardzo. Wszystko ma dobre i złe strony.

Ocena: 9/10

Już jutro: Pablopavo i Ludziki

piątek, 31 października 2014

Scars On Broadway - Funny


Najmniej metalowa piosenka w historii zespołu Scars On Broadway. Na szczęście, bo do metalu mam jednak spory dystans. Tekst jest ciekawy, lekko surrealistyczny. Jeden z lepszych na płycie. Nieźle wyważone są też proporcje elektroniki i gitar. Jest nieźle, więc polecam - i tę piosenkę, i całą płytę.

Ocena: 7/10

Już jutro: Tom Waits

czwartek, 30 października 2014

O.S.T.R. feat. Cadillac Dale & DJ Haem - Rise Of The Sun


Przyznam szczerze, nie przepadam za polskim hip hopem. Po prostu zazwyczaj jest to muzyka słaba i niegodna zainteresowania. Nadzieję na poprawę sytuacji i zastąpienie panów Pei, Grubsona i innych, którzy nigdy na scenie muzycznej nie powinni się pokazywać, dał niedawno młody raper Zeus, ale i on niestety po pewnym czasie pięknie wpisał się w obraz polskiej muzyki ulicy. Z kolei Kaliber 44 i Paktofonika (do których, nawiasem mówiąc, mimo nieocenionych zasług dla krajowego hip hopu, nadal nie mogę się przekonać) to już melodia przeszłości. Zdarzają się oczywiście chlubne wyjątki: Fisz - choć jego hip hop należy określić mianem alternatywnego (a na dodatek odchodzi on ostatnio w stronę rocka i elektroniki), Pablopavo - z nim sytuacja jest podobna (z tym że on odchodzi w stronę poezji śpiewanej), L.U.C. (ze świetną płytą pt. "Kosmostumostów"). Jak widać, cały czas obracamy się jednak w kręgu hip hopu raczej alternatywnego, a przynajmniej niezbyt zbliżonego do swych afroamerykańskich korzeni.
I tu do gry wkracza O.S.T.R. Słyszę go po raz chyba pierwszy - to znaczy po raz pierwszy go słucham, bo świadom jego istnienia byłem (pewnie znam nawet jakieś jego utwory, tylko nie zdaję sobie z tego sprawy). I cóż zastaję? Niebanalny tekst (odwołania do Komedy i filozofii!), świetny beat, doskonały występ gościnny Cadillaca Dale'a - aż jestem ciekaw czy cała twórczość łodzianina brzmi podobnie. Jeśli tak - to świetnie, nie wiedziałem, że Polsce istnieje porządny "klasyczny" (w miarę) hip hop. Jeśli nie - miejmy nadzieję, że artysta dalej pójdzie w tę stronę i wykształci na polskim rynku muzycznym nową jakość. Wszyscy będziemy mu za to niezmiernie wdzięczni.

Ocena: 8/10

Już jutro: Scars On Broadway

środa, 29 października 2014

Erlend Øye - Bad Guy Now


Kolejny dowód na to, że świat muzyczny jest bardzo mały. Kilka lat temu, zupełnie przez przypadek, poznałem norweski zespół o nietuzinkowej nazwie Kakkmaddafakka. Nadal słucham ich od czasu do czasu - głównie świetnej płyty zatytułowanej "Hest". Z kolei około dwóch miesięcy temu w Programie Trzecim Polskiego Radia po raz pierwszy usłyszałem muzykę Erlenda Øye - pana o wyjątkowo przyjemnym głosie tudzież łagodnym usposobieniu muzycznym. Słuchaczom muzyki indie może być on znany z dosyć popularnej grupy Kings Of Convenience.  I cóż się okazuje? Że ten Norweg doskonale zna się z Norwegami z Kakk. Ba, był nawet producentem ich dwóch ostatnich płyt. Teoretycznie żaden to fenomen, bowiem norweska muzyka altrockowa nie jest jakoś szczególnie bardzo rozwinięta, więc dziwić nie powinno spotkanie wykonawców o podobnym profilu. A jednak "małością świata" lekko zaskoczony byłem.
Co do Erlenda: wydał on ostatnio drugi solowy album w swym dorobku - "Legao". Po 11 latach od wydania pierwszego. Single brzmią nieźle, wypadałoby więc chyba posłuchać całości, jeśli nadarzy się okazja.

Ocena: 7/10

Już jutro: O.S.T.R.

wtorek, 28 października 2014

Voo Voo - Po godzinach


Jakoś się tak złożyło, że wszyscy Wagle wydają płyty w tym samym mniej więcej momencie. Wojciech w ramach Voo Voo, zaś Bartosz i Piotr jako Fisz Emade Tworzywo. O "Mamucie" tych ostatnich już wspominałem - pozostało więc "Dobry wieczór" autorstwa Voo Voo. "Po godzinach" - pierwszy singiel - brzmi całkiem nieźle, należy posłuchać całości. Czyżby delikatne wpływy Toma Waitsa? Rzecz do sprawdzenia.

Ocena: 8/10

Już jutro: Erlend Øye

poniedziałek, 27 października 2014

Recenzja (2): Gnarls Barkley - St. Elsewhere


Dziś obiecywany kilka dni temu kolejna recenzja - tym razem przeczytacie o debiutanckim albumie duetu Gnarls Barkley. "St. Elsewhere" (bo tak się to wydawnictwo nazywa) ukazało się w roku 2006. Produkcja jest dziełem połówki duetu, Danger Mouse'a. Album wykorzystuje sporą ilość sampli - czerpie garściami z muzyki włoskiej, ale można też na nim znaleźć bardzo charakterystyczny motyw z "Mono Ski" Keitha Mansfielda. Zaczynamy jednak nie od niego, a od...
  1. "Go-Go Gadget Gospel" - ...najbardziej energicznego utworu na płycie. Należy on też chyba do najlepszych - razem z "Crazy", "Just A Thought" oraz "The Last Time". Ale nie uprzedzajmy faktów. Cóż można zapamiętać z "GGGG"? Na pewno mocną perkusję, takież chórki i ciekawą melodyjkę w tle (określenie mało profesjonalne, ale nijak nie mogę rozwikłać zagadki cóż to za instrument).
  2. "Crazy" - najbardziej znany utwór autorstwa GB. Niejednokrotnie można go było usłyszeć w różnorakich stacjach radiowych, zebrał też sporo nominacji do różnych nagród muzycznych. Tu z kolei popalić daje CeeLo Green, który wokalnie czyni cuda. A przynajmniej tak to brzmi, bo piosenka w gruncie rzeczy do szczególnie trudnych nie należy.
  3. "St. Elsewhere" - piosenka tytułowa, dość dla albumu charakterystyczna. Jako że należy ona do tych lepszych, rozwodzić można by się nad nią długo. W skrócie: interesujący eklektyzm stylistyczny, po raz kolejny świetny wokal (ale do tego musimy się przyzwyczaić, ponieważ nie jest to rzecz dla CeeLo niezwykła) i ciekawe instrumentacje.
  4. "Gone Daddy Gone" - kolejny znany utwór. Cover piosenki zespołu Violent Femmes (ktoś ich jeszcze pamięta? To był naprawdę fajny zespół). Nic szczególnego, ale tylko w kontekście naprawdę fantastycznej płyty.
  5. "Smiley Faces" - jedna z moich ulubionych piosenek z tego albumu - chyba za sprawą tych chórków i sekcji rytmicznej, która spisuje się tu naprawdę wyjątkowo dobrze. Jest nastrojowo.
  6. "The Boogie Monster" - to jest, przyznam, raczej zaskakujące. Stylistyka zmienia się dość gwałtownie - wydawało się, że pozostaniemy przy soulu z naleciałościami alternatywnymi, a tu naraz przechodzimy w alternatywę z naleciałościami soulowymi. Zmiana ta chyba utworowi nie służy - niby jest niezły, lecz na tle innych piosenek wypada bladawo.
  7. "Feng Shui" - po raz wtóry zmiana stylistyki. Tym razem na coś na kształt hip hopu. Może ten gatunek leży GB bardziej niż alternatywa, może zaletą utworu jest jego długość (czyli mizerne półtorej minuty) - w każdym razie ten eksperyment udaje się znacznie lepiej niż "The Boogie Monster".
  8. "Just A Thought" - znów przeskakujemy w inne rejony muzyczne. Skok ten wychodzi panom z GB jeszcze lepiej niż poprzedni - trafiają na obrzeża popu, alternatywy i soulu. Mamy tu więc chwilę gatunkowego wyciszenia - ale jest to jedynie cisza przed burzą, bo zaraz nadejdzie...
  9. "Transformer" - ...utwór przede wszystkim dziwny. Instrumentalnie niczego nadzwyczajnego sobą nie prezentuje (acz elektronika złożona tu została całkiem solidnie), za to ciekawostką są wokale. Im też proponuję się przysłuchać.
  10. "Who Cares?" - trochę jak "The Boogie Monster", ale bardziej popowo. Piosenka ładna, tyle że niestety nic poza tym. No i mamy tu wspomniany na początku sampel z Keitha Mansfielda.
  11. "Online" - olejcie wszystko, słuchajcie wspaniale brzmiącego głosu CeeLo Greena. Mógłby właściwie nagrać całą płytę złożoną wyłącznie z tych niskich śpiewanych tonów oraz gwizdków słyszalnych w tle tego utworu i założę się, że słuchałbym tego na okrągło.
  12. "Necromancer" - po raz kolejny zwrot w stronę hip hopu i alternatywy. Drugi (po "Who Cares?") i ostatni utwór, którego na płycie mogłoby ewentualnie nie być.
  13. "Storm Coming" - gitara w tle, niezwykła energia bijąca z odmienianego dziś już przez wszystkie przypadki wokalu CeeLo Greena i bujna perkusja - to wszystko składa się na utwór naprawdę godny zapamiętania. No i ta spowolniona jakby część, po której następuje względne uspokojenie - palce lizać. Fajnie by to brzmiało jako czołówka do filmu o przygodach Jamesa Bonda.
  14. "The Last Time" - utwór najbardziej poprockowy, z czego poniekąd wynika jego główna zaleta, czyli przystępność. Rzecz naprawdę udana. Ładny sposób na zamknięcie doskonałej płyty.

Ocena: 8/10

Już jutro: Voo Voo

niedziela, 26 października 2014

Yasmine Hamdan - Nediya


Czy to w ramach Y.A.S, Soap Kills, czy też twórczości solowej, Yasmine Hamdan nie popełniła jeszcze chyba żadnej słabej piosenki. Sukces spory, ponieważ muzyka, za którą się wzięła, należy raczej do niewdzięcznych. Elektronika z motywami folkloru często może wpadać w kicz (mimo, że u niektórych - np. u M.I.A - jest to proces kontrolowany). Może też być bardzo nieprzystępna dla zwykłego słuchacza. Z muzyką Yasmine tak nie jest - choć momentami słuchacz przeciętny może się tymi arabskimi zaciągami zmęczyć. Niemniej jednak polecam z całego serca, bowiem jest to fantastyczna okazja, by poznać rytmy nowe, do tej pory nieznane, opatrzone pięknym wokalem i świetną warstwą rytmiczną.
Początkującym radziłbym zacząć od "Arabology". O tej płycie już pisałem, ale przypomnę - jest to jedyny album duetu Y.A.S, składającego się ze wspomnianej Yasmine oraz artysty znanego jako Mirwais. Dalej można iść w różne strony - jeśli pragnie się czegoś spokojniejszego, triphopowego, polecałbym raczej muzykę kultowego w Libanie zespołu Soap Kills (przy czym radziłbym zacząć od początku dyskografii - im wcześniejsza płyta, tym lepsza). Jeśli zaś woli się coś bardziej elektronicznego, można od razu przejść do solowej płyty goszczącej tu dziś artystki - "Ya Nass". Tytuł ten towarzyszy tylko nowszej, przeredagowanej wersji albumu. Starsza nosi po prostu tytuł "Yasmine Hamdan" i, z przykrością oznajmiam, jest nie do dostania. Gdyby jednak ktoś jakimś cudem wszedł w jej posiadanie, proszę dać znać, chętnie się poczęstuję.

Ocena: 9/10

Już jutro: Gnarls Barkley