sobota, 2 sierpnia 2014

The Brandt Brauer Frick Ensemble feat. Emika - Pretend


Oto zdecydowanie najwyższa półka muzyczna. Brandt Brauer Frick Ensemble, zespół balansujący na granicy muzyki poważnej (minimalizm) i rozrywkowej (techno). Niestety są dość mało popularni w Polsce, choć to bodaj najlepszy zespół niemiecki zaraz po Kraftwerku (zapomnijcie o Rammsteinie).
Akurat ta konkretna piosenka nie wykorzystuje zbytnio dobrodziejstw muzyki techno, jest tu więcej smyków, mniej elektroniki. No i ciekawy, minimalistyczny wokal Emiki - brytyjskiej artystki elektronicznej czeskiego pochodzenia. Na dodatek świetny, mocny, turpistyczny wręcz teledysk. Całość doskonała do rozmyślań nad kondycją ludzkości. Enjoy.

Już jutro: Skubas

piątek, 1 sierpnia 2014

Fleet Foxes - Mykonos


I znów goszczę u siebie Fleet Foxes. Tym razem w trochę bardziej popowym wydaniu, znacznie mniej alternatywnie. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z utworem znacznie gorszym niż "The Shrine/An Argument". Mimo, że tej piosence ciężko jest dorównać, "Mykonos" radzi sobie całkiem nieźle. Aż muszę posłuchać tej płyty FF. Na razie trzymałem się głównie "Helplessness Blues", trzeba próbować nowych rzeczy.

"Nie mam dla ciebie miłości" Skubasa już tu niedawno było, więc nie wrzucam tego (na razie) po raz kolejny, ale możecie tego posłuchać i uznać to za utwór bonusowy.

Już jutro: The Brandt Brauer Frick Ensemble

czwartek, 31 lipca 2014

Canon Blue - Chicago


Kilka lat temu zupełnie przypadkiem znalazłem w otchłaniach internetu serwis NoiseTrade. Jest to portal pozwalający na legalne, darmowe (lub za dowolną wybraną przez siebie cenę) ściąganie płyt wielu niezależnych artystów. Chyba najbardziej rozpoznawalni wykonawcy którzy się tam pojawili to Radiohead, Alcoholic Faith Mission oraz Joan As Policewoman. Jest to bardzo obfite źródło ciekawej muzyki, korzystam z niego mniej więcej raz w miesiącu i jestem niezmiernie zadowolony.
Podczas jednego z muzycznych poszukiwań natrafiłem tam na artystę zwanego Canon Blue. Miał on tworzyć muzykę inspirowaną punktualizmem i łączącą w sobie pop oraz alternatywę. Jak wyszło? Cóż... Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Z trochę wyższej półki. Jednak to co wyszło i tak cieszy. W stopniu umiarkowanym, raczej jako muzyka tła, a nie kąsek dla audiofila, ale słucha się tego przyjemnie i łatwo. Dla początkujących, jako popowy wstęp do muzyki alternatywnej - całkiem niezłe.

Przy okazji warto napomknąć o piosence Toma Waitsa o tożsamym tytule. Zresztą kiedyś pojawiła się już chyba na moim blogu.

Już jutro: Fleet Foxes

środa, 30 lipca 2014

Fleet Foxes - The Shrine/An Argument


Oto wspaniała, piętrowa kompozycja stworzona przez zespół Fleet Foxes. Chyba najdłuższy z ich utworów, okraszony piękną kakofonią pod koniec. Piosenka ta składa się z dwóch części: "The Shrine" oraz "An Argument", z których każdą można właściwie podzielić na dwie kolejne. Inspirujące, intrygujące. Piękne. Można pogrążyć się w świecie marzeń. Do tego samego celu może zresztą służyć cała płyta "Helplessness Blues".

Już jutro: Canon Blue

wtorek, 29 lipca 2014

Jack White - Blunderbuss


Niezmiernie żałuję, że nowa płyta Jacka White'a nie jest tak dobra jak jego solowy debiut - "Blunderbuss", z którego piosenkę tytułową chciałbym Wam dziś zaprezentować. Artysta niestety pokazuje na "Lazaretto" niewiele poza tym, co słyszeliśmy na pierwszym albumie. Nie zrozumcie mnie źle - nie twierdzę bynajmniej, że druga płyta Jacka White'a jest słaba, po prostu oczekiwałem więcej. Może niesłusznie, ale z "Blunderbuss" na kilometr czuć było moc, energię, kreatywność, różnorodność. "Lazaretto" jest bardziej jednorodne, nie ma tu też żadnych wybijających się utworów (no, może poza instrumentalnym "High Ball Stepper"). Całość trzyma jeden, równy, wysoki poziom - tak jak na "Blunderbuss". Różnica polega jednak na tym, że "Lazaretto" utrzymane jest w większości w jednej i tej samej konwencji, podczas gdy wyróżnikiem pierwszej płyty i tym, co najbardziej rozbudzało moje oczekiwania, był fakt, że White skakał tam między gatunkami w sposób nieuchwytny dla przeciętnego słuchacza. Jak (nomen omen) Biały Królik, wprowadzający nas do Krainy Czarów.

Już jutro: Fleet Foxes

poniedziałek, 28 lipca 2014

Eminem - Lose Yourself


Na początku chciałbym ostrzec, że wielbiciele Eminema mogą poczuć się tu srogo dotknięci. W związku z tym odradzam im czytanie tego posta i posłuchanie sobie jakiegoś porządnego hip hopu (może być to).

Oto jedyna bodaj piosenka Eminema którą jestem w stanie zdzierżyć. Czemu jedyna? Bo po prostu go nie lubię. I nie jest to wcale kwestia tego, że nie lubię hip hopu - uwielbiam hip hop. Sęk w tym, że Eminem go nie uprawia - on uprawia gatunek, który można nazywać hip popem. Jest to zazwyczaj rapowany pop z pewnymi elementami hip hopu (np. samplami). W kierunku hip popu swego czasu odwrócił się nawet lubiany przeze mnie Jay-Z, w tym klimacie często siedzi również Snoop Dogg. W samym hip popie również nie ma jednak nic złego - kilka lat temu niezmiernie spodobała mi się taka właśnie popowa piosenka Jaya-Z - "Empire State of Mind" - nagrana z Alicią Keys.
W Eminemie nie podoba mi się jego nastawienie do muzyki oraz to, jak odbierają go fani. Jest uważany za kogoś, kto zmienił podejście do hip hopu na świecie. Błąd - on zmienił podejście do rapu, stworzył swój odrębny styl. Ale rap to nie gatunek. Rapują oczywiście głównie hiphopowcy, ale rapuje też Kazik w swoich typowo rockowych lub altrockowych utworach takich jak "Inwazja waranów" lub "Jeden przykład fortuny z rodzimego kraju", rapuje Plan B na swojej popowo-soulowej płycie "The Defamation of Strickland Banks".
Eminem jest również uważany za kogoś wyjątkowego, bo jako biały "przebił się" w czarnym hiphopowym środowisku. Tylko problem polega na tym, że oprócz rzekomego przebicia się trzeba jeszcze zaprezentować coś szczególnego, nietypowego. Eminem jest do bólu szablonowy - mówię tu i o tekstach, i o warstwie muzycznej. Jego piosenki mogłyby zostać równie dobrze napisane przez Lil Wayne'a lub innego artystę jego pokroju. Jedynym więc na razie wyróżnikiem Eminema jest jego styl rapowania, który też jednak do rewolucyjnych nie należy.
Czemu więc Eminem jest najlepiej sprzedającym się artystą XXI wieku? Dlatego że jest biały. I tak, jest to dość drastyczna diagnoza, ale inaczej nie da się tego wytłumaczyć. Marshall Matters to ktoś, z kim mogą identyfikować się młodzi europejscy lub amerykańscy "rebelianci" (naturalnie niezrozumieni przez otaczającą ich rzeczywistość), którzy oczywiście jak Eminem chcą być bogaci i uwielbiani (patrz teksty na pierwszej, wyjątkowo marnej zresztą, płycie Eminema). Nie mogą jednak identyfikować się z czarnym (choć często znacznie lepszym) raperem, takim jak RZA, bo problemy kogoś takiego jak Eminem są im bliższe od problemów przedstawianych w tekstach czarnoskórych artystów (np. dyskryminacja rasowa, życie zgodne z kodeksem miejskiego samuraja, walki gangów - no, przyznajmy, są to sprawy dość odległe dla nastoletniego krakowianina lub londyńczyka).
Mamy tu więc wzór na doskonale sprzedającego się artystę: hip hop (uwielbiany przez masy) + biały człowiek (bo czarny człowiek jest gorszy od białego - duh!) + legenda o przebijaniu się do muzycznej elity i bogatego świata (choć w rzeczywistości przebijać się wcale za bardzo nie musiał, a "8. mila" jest znacznie podkoloryzowana). Muzyka może być przeciętna, ale ona przecież się nie liczy. Kogo obchodzi wysoki poziom kultury muzycznej?!

Już jutro: Jack White

niedziela, 27 lipca 2014

ABBA - Voulez-Vous


ABBA to zespół niekoniecznie przypisywany do disco. I słusznie, bo większość ich twórczości jest raczej popowa. Ten utwór jednak można spokojnie zaliczyć do muzyki dyskotekowej, pokrewnej choćby Bee Gees. Wyrazisty rytm + energiczne tempo + typowy "abbowy" wokal = piosenka należąca do grupy najbardziej rozpoznawalnych utworów lat 70.
Dziękuję za uwagę, to był tydzień disco. Jutro piosenka artysty, którego nie lubię.

Już jutro: Eminem