środa, 31 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014: najlepsza piosenka

Ostatnia część podsumowania roku 2014.

NAJLEPSZA PIOSENKA

  1. The Black Keys - "Weight of Love"
Utwór po prostu piękny. Ciężko napisać coś innego, bo cóż by to miało być? Peany na cześć solówki gitarowej? Hymny pochwalne dla budowy utworu? Forma odwróciłaby uwagę od treści, jaką jest utwór - powtórzę - po prostu przepiękny.

  2. Lenny Kravitz - "The Chamber"
Wydał Kravitz płytę najlepszą od lat. Nie na tyle, by znaleźć się wśród 10 najlepszych w tym roku, ale i tak świetną. A szczytem jej możliwości jest pierwszy utwór singlowy - "The Chamber". Prosta jest to na dobrą sprawę piosenka - oparta na jednym ledwie riffie basu, jednym akordzie i wokalu. No i to właśnie ten wokal (razem ze świetnym tekstem) "robi" cały utwór. Słychać tu wszystko - najmniejsze nawet drgnięcie emocjonalne. Brawa.

  3. Skubas - "Nie mam dla ciebie miłości"
Utwór ten wykonywany był już przez Skubasa na koncertach w roku 2013, ale oficjalny debiut nastąpił w maju tego roku. Znów: piosenka bardzo prosta, ale jak wykonana. Tekst oczywiście także robi swoje. A zatem: polska piosenka roku.

  4. Caribou - "Your Love Will Set You Free"

  5. Artur Rojek - "Czas który pozostał"

  6. Jack White - "Would You Fight For My Love?"

  7. Ninos du Brasil - "Sombra da lua"

  8. Richard Dawson - "The Vile Stuff"

  9. Fisz Emade Tworzywo feat. Justyna Święs - "Ślady"

10. Damon Albarn - "Everyday Robots"

11-15 (wg wykonawcy, w kolejności alfabetycznej):
  • Alt-J - "Hunger of the Pine"
  • Coldplay - "Midnight"
  • Fink - "Pilgrim"
  • Organek - "Nie lubię"
  • TV On The Radio - "Happy Idiot"

To już koniec. Podsumowania i całego roku 2014. Jak się spisał? Całkiem nieźle (biorąc oczywiście pod uwagę muzykę). Bywały lepsze, ale ten również dał radę. Nawet popowe piosenki były jakby mniej żałosne niż zwykle. Weźmy takie "Chandelier" na przykład - świetny utwór. Z kolei Lorde - jedna z największych obok Sii gwiazd tego roku - udowodniła, że jest wokalistką solidną. Co prawda nadal nie umie dobierać sobie repertuaru, ale dobre i to. Czego żałuję? Na pewno słabej płyty Azealii Banks. Miała stać się jedyną wybitną postacią swego gatunku, przeciwwagą dla nieszczęsnej Nicki Minaj, a niestety zbliżyła się muzycznie do tej ostatniej. Więcej można też było oczekiwać od TV on the Radio, Coldplaya oraz Liars, ale ich płyty i tak należą do tych raczej lepszych albo nawet do bardzo dobrych. Na szczęście mieliśmy też krążki tak fantastyczne jak "Our Love" Caribou. Było więc czego słuchać. Czekamy na więcej w przyszłym - oby lepszym - roku, który nosił będzie numer 2015.

Już jutro: TV on the Radio

wtorek, 30 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014: najlepszy album

Przechodzimy do kolejnej kategorii. Tym razem jest to...

NAJLEPSZY ALBUM

  1. Caribou - "Our Love"
Kolejny stopień w ciągłym muzycznym rozwoju Dana Snaitha. Wszystko zaczęło się od dwóch w całości chyba instrumentalnych płyt nagranych jako Manitoba. Później (po perypetiach związanych ze zmianą pseudonimu) przyszedł czas Caribou i "Milk Of Human Kindness". To jednak jeszcze nie było to. Na muzyczny Olimp Kanadyjczyk zaczął wspinać się bowiem dopiero w roku 2007, kiedy to wydana została jego czwarta płyta - "Andorra". Tu już zaczynało się coś dziać, choć raczej alternatywnie, niż - tak jak teraz - elektronicznie. Na to przyszła pora dopiero na "Swim" - albumie piątym, jeszcze lepszym niż poprzednik. Później Snaith zrobił sobie przerwę w wydawaniu płyt pod szyldem Caribou i nagrał jedną ("Jiaolong") jako Daphni. Właśnie ona błyska nam momentami na fantastycznym "Our Love". Ona i "Swim". Mieszanka, jak się okazuje, prawie wybuchowa, tworząca jedną z najpiękniejszych i jednocześnie niebanalnych opowieści o miłości. Jeśli jeszcze ktoś jej nie słuchał, niech koniecznie nadrobi zaległości.

  2. Artur Rojek - "Składam się z ciągłych powtórzeń"
Bezapelacyjnie polska płyta roku. Z początku nie byłem do niej przekonany - uważałem ją za nieudolną (choć raczej nieświadomą) kopię płyty Damona Albarna "Everyday Robots". A jednak wszystko się odwróciło i to Rojek otrzymuje drugie miejsce, a Brytyjczyk musi zadowolić się drugą dziesiątką. Stało się tak po części dlatego, że muzyka byłego wokalisty Myslovitz jest na polskim rynku czymś nadal dość rzadko spotykanym - głównie ze względu na to, że mało mamy muzyków o statusie i renomie takiej jak Albarn albo Rojek właśnie; artystów, którzy mogliby nagrać coś osobistego, lekko odmiennego od dotychczasowych ich dokonań bez zmartwień o krytyczne przyjęcie tego materiału. Wyjątkowość Rojka nie jest jednak jedynym współczynnikiem czyniącym z "... Ciągłych powtórzeń" płytę tak dobrą. Czymś takim jest również fakt, że utwory z tej płyty potrafią przekonać do siebie ludzi nie doceniających raczej w przeszłości podobnej muzyki (pop/dance/alternatywa). Umiejętność rzadka, przesądzająca o takim, a nie innym miejscu tego albumu w tym rankingu.

  3. Metronomy - "Love Letters"
Uzasadnienie wyjątkowo proste: Metronomy funduje nam na "Love Letters" tak rozmaitą, choć niezwykle spójną i płynną podróż po różnorakich stylistykach, gatunkach oraz klimatach, że na dobrą sprawę wystarczy jeden odsłuch tej płyty (z niezbyt nawet obszernym komentarzem), by już być choć trochę zorientowanym w historii muzyki rozrywkowej po szóstej dekadzie XX wieku. No i te emocje, z albumu wręcz bijące... Nie sposób zapomnieć o tym krążku.

  4. D'Angelo & The Vanguard - "Black Messiah"

  5. Ninos du Brasil - "Novos mistérios"

  6. The Black Keys - "Turn Blue"

  7. Fisz Emade Tworzywo - "Mamut"

  8. Swans - "To Be Kind"

  9. Pablopavo - "Tylko"

10. FKA twigs - "LP1"

11-15 (wg wykonawcy, w kolejności alfabetycznej):
  • Damon Albarn - "Everyday Robots"
  • Fink - "Hard Believer"
  • Mister D. - "Społeczeństwo jest niemiłe"
  • Pustki - "Safari"
  • Steve Reich - "Radio Rewrite"
Są też jednak albumy, które - mając na uwadze fakt, że do najlepszych z najlepszych one nie należały - bardzo polubiłem. Oto one:
  • Coldplay - "Ghost Stories"
  • Liars - "Mess"
  • Little Dragon - "Nabuma Rubberband"
  • Organek - "Głupi"
  • TV On The Radio - "Seeds"
Co bystrzejsi zauważyli zapewne brak jednego z najbardziej docenianych przez krytykę albumów tego roku: "RTJ2" zespołu Run The Jewels. Dlaczego nie ma go w rankingu? Bo po prostu nie jestem w stanie zdzierżyć brzmienia duetu tworzonego przez Killer Mike'a i El-P. Moim zdaniem ta płyta jest zwyczajnie nieprzyjemna, obrzydliwa wręcz, i wzbudza we mnie odrazę. Przepraszam, nie jestem w stanie w żaden sposób zobiektywizować mojego spojrzenia na to wydawnictwo

Jutro kończymy omawiając kategorię "Najlepsza piosenka" i ostatecznie podsumowując rok.

Już jutro: Podsumowanie roku

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014: najlepszy teledysk, odkrycie roku

Hej, kończy nam się rok 2014.

Skoro to już wiemy, można przejść do jego podsumowania. Podzieliłem je na kilka kategorii:
  • najlepszy teledysk
  • odkrycie roku
  • najlepszy album
  • najlepsza piosenka
Pierwsze dwie pokrótce omówimy dzisiaj.

NAJLEPSZY TELEDYSK

  1. Mister D. - "Chleb"
Jedyny przedstawiciel muzyki polskiej w tym rankingu. Fantastyczny teledysk, mocno osadzony w polskich realiach. Prześmiewczy, ostry, niebywale zabawny - do tego klipu inni polscy twórcy powinni równać.

  2. Liars - "Mess on a Mission"
Nie ukrywam, że Liars znaleźli się na tak wysokiej pozycji trochę za całokształt i wizerunek artystyczny. Nie zmienia to jednak faktu, że teledysk jest fascynujący, choć oparty na prostym w gruncie rzeczy pomyśle. Naprawdę warto obejrzeć.

  3. Alt-J - "Hunger of the Pine"
Znowu: pomysł stosunkowo prosty, ale jakże przejmujący. Widzimy jedynie nieznanego nam zupełnie człowieka, a jednak aż do ostatniego tchnienia życzymy mu wygranej w walce o życie. Niesamowite.

  4. FKA twigs - "tw-ache"

  5. Peaking Lights - "Breakdown"

  6. Metronomy - "Reservoir"

  7. Coldplay - "Magic"

ODKRYCIE ROKU

  1. Zamilska
Po wszystkich tych moich pochwałach sprzed kilku dni werdykt nie mógł być inny. Muzyki, którą tworzy Zamilska, chyba jeszcze w Polsce na takim poziomie nie było. W dodatku robi ona furorę na świecie (patrz: tak chętnie przywoływany przez wielbicieli talentu Polki pokaz Diora). Jedna z największych nadziei polskiej elektroniki i techno.

  2. FKA-twigs
Artystka niby znana od dłuższego już czasu, ale swoją debiutancką płytę "LP1" wydała raptem kilka miesięcy temu. Wywołała tym samym ogólną falę zachwytu. Zebrało się już też spore grono osób (do którego zalicza się także niżej podpisany), które czekają na następne jej wydawnictwo. W związku z tym nie może jej w tym rankingu zabraknąć.

  3. Organek
Kolejny polski talent, tym razem znany nam już wcześniej. Tomek Organek grał bowiem w zespole Sofa, którego muzyka (choć z reguły lekka i niewymagająca) zdobyła uznanie krytyków. W tym roku nagrał pierwszą solową płytę, utrzymaną jednak w zupełnie "niesofowej" stylistyce. Krążek ten (zatytułowany "Głupi") okazał się być znacznie ostrzejszy i bardziej rockowy od tych stworzonych przez toruński zespół. Jakościowo również przewyższył on muzykę Sofy. I tym właśnie wywalczył sobie Organek swoje miejsce w tym rankingu.

Na dziś to tyle, zapraszam jutro po więcej.

Już jutro: Podsumowanie roku

niedziela, 28 grudnia 2014

Grzegorz Turnau - Śnieg


W okresie świątecznym na mojej półce nie znalazła się akurat żadna nowa płyta Grzegorza Turnaua, ale powyższy utwór przecudnie koresponduje z tym, co mamy od kilku dni za oknem. Oj, słuchając tego odnajduje się w sobie to wewnętrzne dziecko, które otaczający świat próbuje z nas siłą wyrzucić. Nie wyzbywajmy się go, zachowajmy odrobinę radości życiowej i zdolność do kreowania coraz to nowych i nowych marzeń. Nie wolno nam nigdy zupełnie dorosnąć.

Zrobiło się tak uroczo, tkliwie i sentymentalnie, że aż żal mi zmieniać temat. No ale trudno, nie o dorastaniu mam tu pisać. Trochę w sumie szkoda.
Na półce płytowej pojawiło się nowości kilka, a wśród nich:

  • Blackfield - "Blackfield" (2004) - pokrótce: Porcupine Tree w wersji popowej. Ach, wpadłem w pułapkę, przed którą wielokrotnie przestrzegał Steven Wilson i porównałem oba zespoły. Trudno. Ale skoro o Wilsonie mowa, to wspomnieć należy również, iż oprócz niego głównym twórczym ogniwem Blackfield był również Izraelczyk Aviv Geffen. To tylko tak gwoli ścisłości.
    Ocena: 8/10
  • Fisz Emade Tworzywo - "Mamut" (2014) - jedna z najlepszych płyt w tym roku nie mogła zostać przegapiona. W moje gusta najlepiej trafił chyba nagrany wspólnie z DJ Epromem utwór "Bieg". Ale świetna jest też "Wojna" z udziałem Kasi Nosowskiej, pięknie prezentują się również "Ślady" z wokalizą Justyny Święs z zespołu The Dumplings. Doskonały album, jest czego słuchać.
    Ocena: 9/10
  • Isao Tomita - "Pictures At An Exhibition (Mussorgsky)" (1975) - "Obrazki z wystawy" nagrywane były na mnóstwo sposobów (co w pełnej krasie ukazuje dotyczący ich artykuł na portalu Wikipedia), ale jednym z najlepszych wykonań jest to Japończyka Isao Tomity, który z użyciem syntezatorów przekształcił kompozycję Musorgskiego w arcydzieło elektroniczne. Fantastyczna jest syntezatorowa wersja mojego ulubionego "Bydła", niesamowite są wszystkie bodaj "Promenady", "The Gnome" z kolei uderza, ale szczególną uwagę przykuwa utwór dziewiąty - "Ballet Of The Chicks In Their Shells". Realizm muzyczny na poziomie najwyższym z możliwych.
    Ocena: 10/10
  • Liars - "WIXIW" (2012) - mimo całej swej sympatii do tej płyty nie mogę zapomnieć o nieszczególnie entuzjastycznej recenzji z portalu Pitchfork, która (o ile pamięć nie myli) zarzucała "WIXIW" m.in. wtórność. No nie wiem, ja tu dostrzegam świeży powiew w twórczości Liars, a odwrót w kierunku elektroniki zaliczam do udanych. Posłuchajcie i wyróbcie sobie własną opinię.
    Ocena: 8/10
  • TV On The Radio - "Seeds" (2014) - no, trochę tu oszukuję, bo tę płytę przyniósł mi już pan Święty na początku grudnia, ale nie sposób o tym wydawnictwie nie wspomnieć po raz kolejny. Uważam, że wszelkie negatywne recenzje są nieuzasadnione, a jednak daleki jestem od pełnej satysfakcji z tym albumem związanej. Poszli panowie z TVOTR w stronę popowości, nie da się ukryć. Loty tym samym nieco obniżyli, ale pozostali nadal jednym z tych zespołów, które po każdej premierze płyty mogą liczyć na oceny przynajmniej na poziomie 8/10.
    Ocena: 8/10 (jako się rzekło)
Ocena: 10/10

Już jutro: Podsumowanie roku

sobota, 27 grudnia 2014

Pablopavo - Sobota


Tak jest, dziś sobota. Ale nie taka zwyczajna, bo ostatnia w roku 2014. Należy zatem rozpocząć preparacje do sporządzenia podsumowania. Będzie się ono składać z kilku części. Wybierzemy na pewno najlepszy album i utwór, takiż teledysk, największe odkrycie i może coś jeszcze. Najpierw jednak - jutro - podzielę się z Wami moimi podchoinkowymi zdobyczami płytowymi, a są one dość ciekawe. Stay tuned.

Ocena: 9/10

Już jutro: Grzegorz Turnau

piątek, 26 grudnia 2014

Coldplay - 2000 Miles


Podobno cover nie może być lepszy od oryginału. Jeśli faktycznie tak jest, to "2000 Miles" jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. Znów mamy piano i głos Chrisa Martina, tym razem jednak z delikatną podbudową w postaci chórków w tle. Wersja The Pretenders blednie przy tej Coldplaya, pada na kolana i już się z nich nie podnosi. Wokal jest znacznie bardziej przystępny - w głosie Martina czuć targające wokalistą emocje, podczas gdy Chrissie Hynde brzmi dość sztywno. To chyba po prostu nie jej stylistyka.

To już koniec coldplayowej gwiazdki. Za rok przyjdzie kolej na coś innego - może nieświąteczne utwory ze świętami się kojarzące? Jest takich kilka. A na razie - po raz kolejny - wesołych świąt. Niedługo podsumowanie roku 2014.

Ocena: 8/10

Już jutro: Pablopavo

czwartek, 25 grudnia 2014

Coldplay - Have Yourself A Merry Little Christmas


Zarządzam drugi dzień świąt z Coldplayem. Nie ostatni, bo zostało jeszcze "2000 Miles" - mój ulubiony chyba utwór Coldplaya z kategorii gwiazdkowych.
A "Have Yourself A Merry Little Christmas"... Cóż, wersja ładna, ale wiadomo, że z takiego klasyka ciężko jest wyciągnąć coś wyjątkowego. Fajerwerków zatem nie ma - jest tylko niesamowicie melodyjny głos Chrisa Martina z fortepianem. Ale to w zupełności wystarcza.

Ocena: 7/10

Już jutro: Coldplay

środa, 24 grudnia 2014

Coldplay - Christmas Lights


Nie mogło być inaczej. Coldplayowe "Świąteczne światełka" musiały się tu pojawić. Nie jest to może piosenka wybitna, ale z pewnością piękna. Moim zdaniem jedna z najpiękniejszych piosenek świątecznych. No i polecam zwrócić uwagę na uroczy teledysk.

Ale po co ja to w ogóle piszę, Wigilia przecież jest. Wesołego przesilenia zimowego, wesołych świąt, wesołej chanuki - jak wolicie. Byleby Wam było dobrze w ten niezaprzeczalnie specjalny czas.

Ocena: 7/10

Już jutro: Coldplay

wtorek, 23 grudnia 2014

Vangelis - Spiral


Co tu dużo mówić - klasyka. Utwór inspirujący pokolenia przyszłych twórców muzyki elektronicznej. Niezwykły jak cała twórczość Vangelisa, ale jeszcze bardziej monumentalny, jeszcze bardziej majestatyczny. Można tylko żałować, że to nie Vangelis (jako najwybitniejszy wówczas kompozytor muzyki elektronicznej) napisał soundtrack do filmu "Tron" (ale tego oryginalnego, z 1982 roku). W końcu do filmu "Tron: Dziedzictwo" (2010) ścieżkę dźwiękową stworzyli najwięksi współcześni muzycy elektroniczni - Daft Punk. Tradycja taka byłaby piękna.

Ocena: 10/10

Już jutro: Coldplay

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Mylo - Sunworshipper


Przecudna pogoda zapanowała dziś w Krakowie. Mocno wietrznie, szaroburo. I właśnie taka aura skłoniła mnie do przypomnienia sobie płyty Mylo - "Destroy Rock & Roll". Początek płyty - rozmarzony, niespieszny - jest właśnie idealny na wiatr dmuchający w nas ze wszech stron. "Valley Of The Dolls", "Sunworshipper" oraz "Muscle Cars" (a później także "Musclecar (Reform Reprise)") - przy tych utworach można się nieco odprężyć. Dalej mamy jednak dość energiczną, dance'ową elektronikę, która rozgrzewa (co również ma swoje zalety w pogodę nieszczególnie ciepłą).
I jeszcze jedno (tym razem już o samym "Sunworshipper"): ta nudna w gruncie rzeczy opowieść użyta jako sampel, w kontekście utworu bardzo zaciekawia. Chciałoby się usłyszeć dalszy ciąg...

Ocena: 7/10

Już jutro: Vangelis

niedziela, 21 grudnia 2014

Stara Rzeka - Nachtlich Spaziergang Durch Klinger


Kuba Ziołko to chyba najbardziej wyrazista postać na polskiej scenie alternatywnej. Niezliczone są projekty z jego udziałem - m.in. Innercity Ensemble, Alameda 3, Ed Wood oraz T'ien Lai. Często słychać u Ziołka coś w rodzaju skłonności do metalu - tutaj są one ukazane w pełnej krasie. Najbardziej chyba w utworach takich jak "Tej nocy/Broń nas od złego" albo "Przebudzenie boga wschodu" (nawiasem mówiąc: ten ostatni jest chyba najlepszy na całej płycie, ale "Nachtlich..." ma znacznie więcej wspólnego z muzyką zazwyczaj ukazującą się na HtR). Jest też - mimo wszystko - sporo elektroniki/ambientu, dużo inspiracji folkowych oraz moc potężna, niewysłowiona. Doskonale opisuje ją termin "brutalizm magiczny" - właśnie tak klasyfikuje gatunkowo Starą rzekę sam artysta. Faktycznie, muzyka ta spokojnie nadawałaby się jako podkład do takiego "Wiedźmina" na przykład. Problem jednak w tym, że pewnie skradłaby książce, filmowi bądź grze (co kto woli) cały show i nie dała o sobie zapomnieć. Bo jest to muzyka tworząca właściwie całe uniwersum leśnych czarów - bardzo obrazowa, przemawiająca do wyobraźni i wtłaczająca do głowy obrazy, które nie zawsze chciałoby się oglądać. Nie ma tu elfów, hobbitów i innych relatywnie wesołych kreatur. Tu przeważają demony, bogowie wschodu, przed którymi obrony potrzebujemy niezbędnie.
Słuchajcie zatem całego albumu zatytułowanego "Cień chmury nad ukrytym polem" (chyba jednego z najlepszych nagranych w Polsce od kilku dobrych lat) i starajcie się nie zatracić zupełnie w fantastycznym świecie zawłaszczonym przez ludowe strachy, tkwiące nadal gdzieś w naszej podświadomości.

Ocena: 10/10

Już jutro: Mylo

sobota, 20 grudnia 2014

Olivier Heim - It's Getting Better


Wejście Oliviera Heima na polski rynek muzyczny zawdzięczamy na dobrą sprawę Misi Furtak, która w roku 2010 przeniosła się z powrotem do Polski wraz ze swym zespołem très.b, w skład którego oprócz Duńczyka Thomasa Pettita wchodził także właśnie Holender. Aktualnie grupa ta zawiesiła (albo i zakończyła, kto wie) swą działalność. Misia Furtak zaczęła grać pod pseudonimem Misia Ff, a Tom Pettit pozostał przy Heimie i stworzyli projekt pod nazwą Anthony Chorale. W tym momencie Holender gra już pod własnym nazwiskiem, acz nadal ze wsparciem Duńczyka. Gra pięknie - brudno, delikatnie, spokojnie, lekko psychodelicznie. Doskonale. Jeśli chodzi o brzmienie gitar, to pierwszym, co "It's Getting Better" przywodzi na myśl jest Tame Impala. Tam instrumenty strunowe są podobnie jak tu schowane za kurtyną subtelnego przesteru i równie nieznacznej zmiany tonu. No właśnie, niby nieznacznej, a różnica jest olbrzymia. Więcej takich projektów w Polsce poproszę.

Ocena: 9/10

Już jutro: Stara rzeka

piątek, 19 grudnia 2014

TV On The Radio - Happy Idiot (Natasha Kmeto remix)


Tak, właśnie po raz trzeci dzielę się z Wami tą samą piosenką. Tym razem jednak w trochę innej wersji, ponieważ jest to remix Natashy Kmeto. Remix fantastyczny, dodajmy. Jeden z lepszych, które w tym roku słyszałem. Fakt, muzyka jest to jak na TVOTR dość nietypowa (co widać po reakcjach fanów - wystarczy zajrzeć do komentarzy na portalu YouTube), ale tonalnie niesamowita. Wszystko tam do siebie pasuje - jest może ledwie jeden dźwięk, który mógłby zostać zagrany inaczej (pod koniec pierwszej zwrotki), ale poza tym - majstersztyk. Nie zalecam jednakże wszelkich porównań z oryginałem, bo to dwie zupełnie różne kategorie. Oba utwory uznajmy zatem za doskonałe i tej oceny się trzymajmy.

Ocena: 10/10

Już jutro: Olivier Heim

czwartek, 18 grudnia 2014

Zamilska - Początkiem jest spojrzenie


Natalia Zamilska w świecie muzyki pojawiła się w tym roku praktycznie znikąd i dosłownie w kilka dni zyskała sobie olbrzymią popularność. W związku z tym napisano już o niej chyba wszystko co tylko się da. Wielokrotnie wspominano o tym, że jej muzyka pojawiła się na pokazie Diora, przyznawano jej też tytuły królowej polskiego techno, nadziei rodzimej elektroniki, polskiego towaru eksportowego, a także wiele, wiele innych. Żaden jednak nie jest trafny i pojemny na tyle, by w pełni uchwycić talent i styl Zamilskiej. Jej muzyka zmieniała się na przestrzeni lat, wodząc artystkę po różnych gatunkach i klimatach. Dziś mamy akurat do czynienia z jednym z jej starszych nagrań, w którym słychać bardzo wyraźne nawiązania do folkloru i muzyki świata, którą to ponoć fascynowała się jeszcze pod koniec zeszłej dekady. Teraz przerzuciła się na trip hop, co trochę zradykalizowało jej brzmienie, ponieważ ze zmianą muzycznych zainteresowań połączyła się zmiana instrumentacji i całkowite przejście do elektroniki (i to dość szybkiej, bo w tempie 120 bpm).
Mi osobiście bardziej odpowiada właśnie ten okres wcześniejszy - z nieco większą dawką sampli, z pewnością trochę chociaż przystępniejszy. "Początkiem jest spojrzenie" można by właściwie wziąć za jakieś testowe, dość ostre nagranie duetu Skalpel. A porównanie takie jest komplementem wielkim.

Ocena: 9/10

Już jutro: TV On The Radio

środa, 17 grudnia 2014

Coldplay - True Love


Zachwalałem tu ostatnio piosenkę Coldplaya nagraną specjalnie do filmu "Hunger Games: Catching Fire" - "Atlas". Pisanie piosenek przeznaczonych wyłącznie do wykorzystania kinowego najwyraźniej się Brytyjczykom spodobało, bowiem dosłownie kilka dni temu wypuścili kolejny taki utwór - "Miracles" - tym razem stworzony na potrzeby filmu "Unbroken". Nie dzielę się nim tu dziś z Wami, ponieważ jest on po prostu bardzo średni. Takie same odczucia miałem jednak kiedyś wobec "Atlas". Może w takim razie z perspektywy czasu "Miracles" zabrzmi trochę lepiej, ale na razie lepiej posłuchać kolejnej dobrej piosenki z "Ghost Stories" - "True Love".

Ocena: 7/10

Już jutro: Zamilska

wtorek, 16 grudnia 2014

Eels - That's Not Really Funny


Eels poznałem dzięki segmentowi Wima Wendersa z filmu "10 minut później: trąbka", gdzie pojawiły się dwie ich piosenki - "Souljacker Pt. 1" oraz "Woman Driving, Man Sleeping". Nie sposób było je przegapić, zapoznałem się zatem z całą płytą, z której one pochodzą. Nie pożałowałem - chyba wszystkie utwory okazały się w pełni satysfakcjonujące, a niektóre - tak jak "That's Not Really Funny", "World Of Shit" albo "Fresh Feeling" - spokojnie kwalifikują się do kategorii bardzo dobrych. Warto posłuchać i albo dodać sobie nieco energii ("Dog Faced Boy"), albo lekko się zdołować ("Bus Stop Boxer"). Polecam.

Ocena: 8/10

Już jutro: Coldplay

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rhye - Shed Some Blood


Duet Rhye był tu już niejednokrotnie, ale warto chyba przypomnieć cóż to w ogóle za muzyka. A jest to piękny soul/pop/downtempo, ze wspaniałym wokalem Mike'a Milosha. Skojarzenia z Sade jak najbardziej uzasadnione. Czemu zaś o Rhye przypominam? Nawet nie wiem. Ale każda okazja jest dobra by posłuchać ich muzyki, więc powiedzmy, że tym razem słuchamy ich z okazji rocznicy przyjścia na świat Piotra Waglewskiego (znanego raczej pod pseudonimem Emade). Co ma wspólnego Emade z Rhye - nie pytajcie.

Ocena: 9/10

Już jutro: Eels

niedziela, 14 grudnia 2014

Damon Albarn - Lonely Press Play


"Lonely Press Play" to jedna z tych piosenek, które zostają w człowieku na dłużej. Wczoraj na przykład ni stąd, ni zowąd sama wpadła mi do głowy i nie chciała wyjść. Mam nadzieję, że z Wami stanie się to samo.

Ocena: 7/10

Już jutro: Rhye

sobota, 13 grudnia 2014

Hugh Laurie feat. Lisa Edelstein - Get Happy



Skoro już jesteśmy przy piosenkach serialowych, to warto chyba zainteresować się zjawiskowym coverem piosenki Ruth Etting z 1930 roku - "Get Happy" - w wykonaniu Hugh Lauriego i Lisy Edelstein na potrzeby serialu (jakżeby inaczej) "House M.D". Kolejna (po wczorajszej) mocna bardzo scena, prowadząca fabularnie do tragicznej w skutkach (vide ostatni odcinek sezonu) kulminacji epizodu. Uczucia wielbiciela serialu pokrywają się tu u mnie z uczuciami melomana, ponieważ cover ten, nie dość że doskonale wpasowuje się w klimat odcinka, to jeszcze jest naprawdę świetnie zaśpiewany i zaaranżowany. Do tego ten szaleńczy taniec - mistrzostwo. Porywające i rozdzierające.

Ocena: 8/10

Już jutro: Damon Albarn

piątek, 12 grudnia 2014

David Lynch - Are You Sure


Oj, zdolny człowiek z tego Davida Lyncha. Nikomu nie trzeba chyba przypominać jego osiągnięć filmowych, a do tego jest też (podobno) malarzem i designerem oraz - co interesuje nas tu najbardziej - muzykiem. Stylistycznie błąka się on często po podobnych rejonach co Angelo Badalamenti. Nie powinno nas więc dziwić podobieństwo utworów Lyncha do ścieżki dźwiękowej "Miasteczka Twin Peaks".  Jego wysoki, delikatny i momentami przepięknie skrzeczący głos doskonale dopełnia się z melodyjnymi syntezatorami i schowanym dosyć basem. Tak właśnie (za sprawą wokalno-muzycznego podobieństwa) wyobrażałem sobie piosenki Jamesa Hurleya z wspomnianego wyżej serialu. Niestety usłyszeliśmy tylko jedną z nich, ale za to jaką -  słynną przecież, sprawiającą, że scena w której się ona znajduje jest jedną z najmocniejszych w całym "Twin Peaks".

Ocena: 8/10

Już jutro: Hugh Laurie

czwartek, 11 grudnia 2014

Oneida - Changes In The City


Pozostajemy w klimacie rocka alternatywno-psychodelicznego - tym razem bardzo undergroundowa grupa Oneida. Kolejni po TVOTR i Liars brooklyńczycy, kilkukrotnie współpracujący zresztą z tymi ostatnimi. Oneida przenosi dokonania minimalistycznej muzyki poważnej na rocka, dzięki czemu wiemy jak brzmiałaby muzyka Steve'a Reicha, gdyby wziął się za nią zespół pokroju wspomnianych już Liars. Zazwyczaj mamy więc jeden bazowy riff gitarowy, do którego stopniowo dodawane są kolejne instrumenty bądź linie melodyczne. I tak przez kilkanaście minut, bo tyle trwają utwory Oneidy. Udany eksperyment muzyczny, bardzo absorbujący słuchacza (co nie pozwala na wykorzystanie tych utworów jako muzykę tła). Warto poświęcić na to (raczej dłuższą) chwilę.

Ocena: 8/10

Już jutro: David Lynch

środa, 10 grudnia 2014

Liars - Pure Unevil


Uwielbiam Liars, ale mam z nimi pewien problem. Polega on na tym, że im nowsze nagranie, tym mniej nowatorskie. Formuła im się po prostu wyczerpuje. Na taki stan rzeczy nie ma nawet wpływu fakt, że stopniowo zmieniają instrumentacje i od "Sisterworld" korzystają z coraz większej ilości elektroniki.
Akurat "Pure Unevil" pochodzi z płyty zatytułowanej zwyczajnie "Liars", która wydana została w okresie twórczości dla nowojorczyków bodaj najlepszym. Można powiedzieć, że album ten był ostatnim, wyjątkowo mocnym akordem przed zmianą stylistyki i zarazem kolejnym podwyższeniem poprzeczki sobie samym. Później było "Sisterworld", jeszcze zbliżone klimatem do "Liars", a następnie, jak już wspomniałem, panowie odeszli w stronę muzyki elektronicznej. Ona również nie jest zła - i "WIXIW", i "Mess" to świetne płyty. Problem polega jednak na tym, że kompozycyjnie powielają schematy swoich poprzedniczek, a i instrumentalnie nie są żadną nowością (podobnie zdarzało się grać nawet TV On The Radio - znajomym Liars z brooklyńskiego podwórka).
Nowe płyty Liars ukazują się średnio co dwa lata, więc do 2016 roku musimy niecierpliwie czekać na kolejną. Damy radę, bo w międzyczasie możemy słuchać "Pure Unevil", "Scarecrows On A Killer Slant" w interpretacji Tundego Adebimpe oraz "Left Speaker Blown". Do usłyszenia.

Ocena: 9/10

Już jutro: Oneida

wtorek, 9 grudnia 2014

Coldplay - Atlas


"Atlas" to piosenka nagrana specjalnie na potrzeby filmu "The Hunger Games: Catching Fire". Z początku zdawała się mdła, ale z perspektywy czasu i dwóch ostatnich albumów Coldplaya wygląda całkiem nieźle. Klimat jak z "X&Y", tylko produkcja nieco gęstsza. Przypomnijmy, że zbyt gęste produkcje to bodaj największa wada albumu przedostatniego - "Mylo Xyloto".
Skoro jesteśmy już przy "Igrzyskach śmierci", to warto chyba wymienić kilka innych ciekawych piosenek, które znalazły się na tym samym soundtracku co "Atlas". Są tam oczywiście muzycy, od których radzę trzymać się raczej z daleka (choćby taka Christina Aguilera), ale są także Sia i Patti Smith, jest grupa The National. Reasumując: mogło być gorzej, ale do poziomu Jima Jarmuscha daleko.

Ocena: 7/10

Już jutro: Liars

poniedziałek, 8 grudnia 2014

TV On The Radio - Trouble


Wreszcie wszedłem w posiadanie najnowszego albumu mojej ulubionej chyba grupy - TV On The Radio - i spieszę, by napisać o nim słów kilka.
Z początku nie mogłem się zdecydować co myślę o "Seeds". Ten stan utrzymywał się może do trzeciego odsłuchu, kiedy to mniej więcej płytę zacząłem poznawać i stwierdziłem, że jest ona naprawdę dobra. No, może nie do tego stopnia co "Desperate Youth, Bloodthirsty Babes" (notabene płyta bardzo niedoceniana), ale jednak trzyma poziom. Jest tu kilka perełek - "Trouble", "Could You", "Happy Idiot". Co do nastroju - jest inaczej niż zwykle. Trochę jakby weselej, może bardziej poprockowo (acz nie jest to oczywiście żadna wada). Teksty nadal świetne, dotyczące w dużej części oszukiwania samego siebie (patrz: "Trouble"). Warto posłuchać, rozczarowani nie będziecie, ale należy mieć świadomość, że panów z TVOTR stać na więcej.

Ocena: 8/10

Już jutro: Coldplay

niedziela, 7 grudnia 2014

Selah Sue - Alone


Sytuacja trochę jak z "Miracle" Kimbry: solidna, pogodna piosenka popowa, dobrze zaśpiewana, ale w gruncie rzeczy nieprezentująca sobą niczego niezwykłego. Różnica jest tylko taka, że Selah Sue nie nakręciła do swojej piosenki marnego teledysku. Za to należy jej się pochwała i o punkt wyższa ocena.

Ocena: 8/10

Już jutro: TV On The Radio

sobota, 6 grudnia 2014

Moderat - Milk


Warto wracać do płyt, które szybko zdecydowaliśmy się odłożyć na półkę. Często zdarza się, że nie docenialiśmy ich na tyle na ile powinniśmy. Właśnie tak miałem z drugim i ostatnim dotychczas albumem Moderatu, zatytułowanym po prostu "II". Nie szczególnie on do mnie z początku docierał (była to przypuszczalnie kwestia małego obycia w muzyce elektronicznej). Ostatnio jednak trochę się podedukowałem (Ninos du Brasil, SBTRKT, nieszczęsny Röyksopp, o którym też coś się tu pewnie niedługo ukaże) i po powrocie do "II" odkryłem tam perełki takie jak "Milk" albo "Versions" - coś w rodzaju dźwiękowych eksplozji, lecz podanych tak subtelnie, rozwijających się tak powoli i nienachalnie - wspaniałości. Znowu wychodzi na to, że tylko się zachwycam, a nie mam żadnych zastrzeżeń - trudno, niech i tak będzie, ale tu się po prostu nie ma do czego przyczepić. Poza tym celem HTR jest przecież propagowanie muzyki dobrej, a nie takiej, której mam coś do zarzucenia (choć zdarzają się wyjątki, mające na celu uświadomienie czytelnikom czego winni się wystrzegać). Pozostańmy więc przy doskonałych kompozycjach Moderatu, Brandt Brauer Frick Ensemble, Metronomy i Steva Reicha. Dziękuję, dobranoc.

Ocena: 9/10

Już jutro: Selah Sue

piątek, 5 grudnia 2014

Tosca feat. Lucas Santtana - Stuttgart


Świetny utwór ze świetnej płyty. Niczym by chyba szczególnym nie był, gdyby nie piękny portugalski Lucasa Santtany. Nadaje to tej piosence jakiegoś egzotycznego rysu, który w połączeniu z tytułem "Stuttgart" i austriacką elektroniką tworzy połączenie bardzo nietuzinkowe. No i nie należy zapominać o genialnym wręcz refixie panów Marlow i Trübiego, którzy zrobili z nagrania tego jakiś niesamowity dźwiękowy rejs po wodach chilloutu. Cudo.

Ocena: 9/10 (ale refix dostaje 10/10)

Już jutro: Moderat

czwartek, 4 grudnia 2014

Maanam - Chcę ci powiedzieć coś (Old Spice edit)



Jest w całej tej internetowej przestrzeni pewien ciekawy blog. Nazywa się The Very Polish Cut Outs
i można na nim poczytać o wydawnictwach z serii o tej samej nazwie. Na tychże wydawnictwach znajdują się głównie różnego rodzaju mixy polskich utworów z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jednym z nich jest fantastyczny edit disco-rockowej piosenki Maanamu - "Chcę ci powiedzieć coś" - dokonany przez dżentelmena ukrywającego się pod pseudonimem Old Spice. Jest żywo i energicznie. Pierwszorzędny edit. Chcemy więcej. Nawet więcej niż to co jest na Soundcloudzie.

Ocena: 8/10

Już jutro: Tosca

środa, 3 grudnia 2014

Tosca - Have Some Fun


Oto kolejna piosenka z wydanego już dwa miesiące temu albumu duetu Tosca. Tym razem jest jeszcze lepiej niż poprzednio (a poprzednio, przypomnijmy, słuchaliśmy "Crazy Love" - piosenki również pochodzącej z najnowszego albumu Austriaków). To jest po prostu świetny dance, podbudowana lekkim mrokiem, w gruncie rzeczy rzadko raczej w muzyce tanecznej tego rodzaju spotykanym, z doskonale zmontowanym teledyskiem (choć nie dorównuje to filmom łączącym "Ulicę Sezamkową" z Tomem Waitsem - polecam, ale ostrzegam, że jest to po tej dziwnej stronie internetów).

Ocena: 9/10

Już jutro: Maanam

wtorek, 2 grudnia 2014

Sztywny Pal Azji - Wieża radości, wieża samotności


Jest coś urzekającego w piosenkach prostych. Widać to choćby po miejscach, które "Wieża radości, wieża samotności" zajmuje w Polskim Topie Wszech Czasów Programu Trzeciego Polskiego Radia - co roku jest to pierwsza dziesiątka, a w tym roku było to chyba nawet miejsce pierwsze. Piękna jest ta delikatność, rytm wybijany przez akordy gitarowe i, przede wszystkim, tekst. A przecież koncept jest raczej prosty - pięć bodaj akordów, stały rytm, uboga w gruncie rzeczy instrumentacja. A jednak urzeka. I to jak.

Ocena: 10/10

Już jutro: Tosca

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Animal Collective - Guys Eyes


Było wczoraj sporo o Animal Collective, więc proszę - mamy przed sobą album "Merriweather Post Pavillion" - uznawany za najłatwiejszy i jeden z najlepszych w dorobku grupy. Słucha się tego naprawdę dobrze, bo jest to kawał świetnej roboty. Nie jest to muzyka dla każdego, bo przede wszystkim jest dość głośno i (może dla niektórych) chaotycznie. Jeśli jednak lubicie Yeasayera, Tame Impala, Klaxons, The Horrors albo dowolny inny zespół zahaczający chociaż o klimaty psychodeliczne, musicie znać dokonania AC. Bez nich wspomniane zespoły grałyby pewnie inaczej niż mają to w zwyczaju. Zatem proszę słuchać - z obowiązku melomana.

Ocena: 9/10

Już jutro: Sztywny pal Azji

niedziela, 30 listopada 2014

Tame Impala - Keep On Lying


Wchodzimy w oniryczny świat twórczości grupy Tame Impala. Można powiedzieć, że jest to rockowa wersja Animal Collective - pierwiastek psychodeliczny występuje u obu zespołów, zmieniają się tylko instrumentacje (gitary vs elektronika). I melodyka, i rytmika okazują się podobne. Czemuż więc to AC wpisało się na stałe do kanonu muzyki alternatywnej? Głównie dlatego, że zmieniło ją samą w stopniu znaczącym (choćby inspirując Yeasayera i spore grono innych wykonawców). Panowie z Tame Impala nie dokonali jeszcze niczego takiego i, przy całej mojej do nich sympatii, wątpię by dokonali. Co prawda grają muzykę wyjątkowo solidną i dość nawet pomysłową, ale przy aktualnym natłoku nowych koncepcji muzycznych nie sposób jest przebić się z czymś do muzycznego panteonu. A jednak życzę tego Australijczykom z całego serca, ponieważ śmiem twierdzić, że przewyższają jakościowo Amerykanów. W zestawieniu dwustu najważniejszych utworów wg portalu Pitchfork (dość zresztą moim zdaniem wątpliwym) ich utwór "Feels Like We Only Go Backwards" zajmuje miejsce jedenaste. A więc idą w dobrą stronę. Tylko tak dalej, a zajmą miejsce Animal Collective, które podobno po doskonałej płycie "Merriweather Post Pavillion" loty obniżyło.

Ocena: 8/10

Już jutro: Animal Collective

sobota, 29 listopada 2014

Ser Charles - Niesymetryczne


Oto jeden z dowodów na tezę, że w Polsce pojawia się coraz więcej dobrej nowej muzyki. Do tej pory była to głównie muzyka balansująca na granicy elektroniki i popu (Kamp!, Tomek Makowiecki, Brodka), teraz mamy kogoś w rodzaju następców jednocześnie Świetlików i Klausa Mitffocha, czyli Ser Charlesa. Panowie grający w tym zespole (a wśród nich między innymi doskonale znany nam Tomek Organek) konsekwentnie budują markę zespołu niszowego, charakteryzującego się fantastycznie zbudowaną warstwą tekstową i wcale nie gorzej złożoną warstwą muzyczną. Jest więc świetnie.
Płyta jest już dostępna - jak to się mówi, w dobrych sklepach muzycznych - zaś w sieci możemy posłuchać dwóch utworów "Pościeli" i "Niesymetrycznych". Gorąco zachęcam.

Ocena: 9/10

Już jutro: Tame Impala

piątek, 28 listopada 2014

Museum - The Law


Na popularnym dość portalu last.fm otrzymałem wiadomość od nieznanego mi zupełnie użytkownika (z biblioteką muzyczną w znacznym stopniu pokrywającą się z moją), w której polecona została mi niemiecka altrockowa grupa o nazwie Museum. Z miejsca mnie ona zaintrygowała. Bardzo ciekawe jest połączenie tych poprockowych gitar i takiegoż wokalu z quasi-industrialnymi (acz i tak delikatnymi dość samplami). Coś takiego słyszymy w "The Law" (którego możecie posłuchać powyżej), ale i w innych utworach (tytułów nie wymienię, bo muzykę tę dopiero odkrywam).
Ale najważniejszy jest chyba sam gest dzielenia się czymś ciekawym i wartym poznania z drugim, nieznanym człowiekiem. Kimkolwiek jesteś, użytkowniku o nicku brazilite - jesteś fajny.

Ocena: 8/10

Już jutro: Ser Charles

czwartek, 27 listopada 2014

Red Box - Walk Walk


Dziś po raz kolejny gościmy tu Red Box - czyli mocny pop inspirowany rdzennie amerykańskimi rytmami. Działali krótko, bo - nie licząc niedawnej reaktywacji w lekko zmienionym składzie - ledwie przez około dziesięć lat, ale i tak za pomocą kilku hitów takich jak "Chenko" albo "For America" zdołali zgromadzić sobie spore rzesze fanów. Myślę że "Walk Walk" jest dla nich niezłą wizytówką, choćby ze względu na charakterystyczne chórki i bijącą z niego energię. Polecam więc zagłębić się w tę muzykę - radzę zacząć od płyty "The Circle & The Square".

Ocena: 8/10

Już jutro: Museum

środa, 26 listopada 2014

Dire Straits - Private Investigations


Z jednej strony "Private Investigations" to marzenie każdego wielbiciela porządnej muzyki, ale z drugiej - koszmar recenzenta. Tu właściwie nie ma czego recenzować - trzeba po prostu przyjąć, że jest to jedna z tych genialnych piosenek, których się nie zapomina. Znam ją już od lat dziecięcych (gdy za sprawą Taty znalazła się na moim pierwszym odtwarzaczu MP3 miałem za sobą chyba koło siedmiu czy ośmiu jesieni) i od samego początku wywoływała ten specyficzny dreszcz oznaczający, że muzyka, której właśnie się słucha, jest muzyką wielką. Uczucie piękne - tak jak i nasz utwór na dzisiejszy wieczór.

Ocena: 10/10

Już jutro: Red Box

wtorek, 25 listopada 2014

Myslovitz - Sprzedawcy marzeń


Myslovitz byli specjalistami od pięknych i smutnych poprockowych piosenek. Mamy więc "Chłopców", "Mieć czy być" i "Sprzedawców marzeń" właśnie. Niestety, później z zespołu odszedł Artur Rojek i trochę się mysłowiczanie posypali. Michał Kowalonek niby też radzi sobie nieźle, ale to już nie to samo. Warto przerzucić się zatem na twórczość solową byłego lidera Myslovitz. Jego jedyny do tej pory album - fantastyczny. Rojek jest jakby polskim Damonem Albarnem. Większego niż ten komplementu nie można chyba sprawić nikomu.

Ocena: 8/10

Już jutro: Dire Straits

poniedziałek, 24 listopada 2014

Chet Faker - Talk Is Cheap


Chet Faker? Dla mnie cały czas nowość. Ale ta piosenka z miejsca mnie urzekła, bo łączy w sobie nu-soulową stylistykę duetu Rhye z dość popowym, ale całkiem niezłym wokalem. Chórki też brzmią ciekawie. Przyjemne downtempo, lekko chilloutowe. Nie jest to na pewno nic wybitnego, a jednak odpręża jak mało co. Czekajmy więc na kolejną po "Built On Glass" płytę i muzyczny rozwój artysty - w tych klimatach ma jeszcze szanse na stworzenie czegoś naprawdę godnego uwagi.

Ocena: 7/10

Już jutro: Myslovitz

niedziela, 23 listopada 2014

SBTRKT feat. Ezra Koenig - New Dorp. New York.


Do SBTRKTu nigdy nie byłem szczególnie przekonany ze względu na przylepioną mu etykietkę - "dubstep" (od razu mówię - nie wykluczam z góry żadnego gatunku muzycznego. Wśród utworów dubstepowych mogą kryć się arcydzieła, tyle że ja ich po prostu nie mogę odnaleźć, bo muzyka ta zwyczajnie mi się nie podoba - co nie znaczy że jest zła). Pierwsza płyta faktycznie była wybitnie dubstepowa. Na drugiej - "Wonder Where We Land" - Aaron Jerome odszedł trochę od tej mocnej elektroniki i wszedł (przynajmniej miejscami) w coś bardziej alternatywno-popowo-elektronicznego. O tym może świadczyć chociażby zaproszenie do współpracy Ezry Koeniga, wokalisty Vampire Weekend (zespołu przecież altpopowego).
Więcej takich utworów poproszę.

Ocena: 8/10

Już jutro: Chet Faker

sobota, 22 listopada 2014

Caribou - Sun (Live)


Jedno z tych nagrań, w których w pełni ujawnia się geniusz twórcy. Przecież utwór taki z założenia jest niezmiernie prosty - opiera się na zmieniających się sekwencjach rytmicznych i śpiewaniu słowa "sun" ze zmiennym natężeniem. Co jest w tym niezwykłego to fakt, że Caribou (w szczególności w czteroosobowym składzie koncertowym) robi z czegoś tak banalnego jeden z najwybitniejszych utworów elektronicznych przynajmniej ostatniej dekady.
Mam więc szczęście, że moja przygoda z Caribou i muzyką Dana Snaitha (rozpoczęta za sprawą albumu "Swim") nabrała kształtu właśnie za sprawą nagrania koncertowego. W moim wypadku był to koncert w Waszyngtonie, nagrany i udostępniony w internecie przez NPR (czyli amerykańską narodową rozgłośnię radiowa). Tam "Sun" zagrane jest jeszcze lepiej niż w udostępnionym dziś na blogu nagraniu. Polecam wszystkim odsłuchać, jeśli jeszcze gdzieś to w sieci jest. Jeśli nie - służę pomocą (proszę tylko o podanie adresu mailowego w prywatnej wiadomości).

Ocena: 10/10

Już jutro: SBTRKT

piątek, 21 listopada 2014

Coldplay - Hurts Like Heaven


Powróciłem do "Mylo Xyloto". Cóż zastałem? Album, który okazał się lepszy niż go pamiętałem. Pewnie, nadal uważam go za najgorszy w dyskografii Coldplaya, ale nie zmienia to faktu, że nawet okazuje się miejscami ciekawy. Po kolei: wstawki typu "Mylo Xyloto", "M.M.I.X" oraz "A Hopeful Transmission" są niezbyt potrzebne - można by spokojnie wkomponować je w następujące po nich utwory. Pierwszy singiel - "Every Teardrop Is A Waterfall" - to po prostu piosenka słaba. Jeszcze gorzej wypada duet z Rihanną. Z kolei "Paradise" i "Major Minus", zapamiętane przeze mnie jako najlepsze utwory na płycie, z perspektywy czasu rozczarowują. Dobrze na tle całego tego bałaganu wypadają jednak na przykład "Hurts Like Heaven" oraz "Us Against The World" - utwory naturalnie typowo popowe (jak i reszta albumu), ale i tak dość dobre (około 7/10). Podsumowując - jeszcze tydzień temu przyznałbym płycie ocenę najwyżej 5/10, teraz zastanawiałbym się nawet nad szóstką.
Ogólnie płytę tę można opisać jako pierwszą relatywnie wesołą w historii twórczości Coldplaya. To nie robi jej chyba dobrze, bo Brytyjczycy (wychodząc z ogranej, znajomej stylistyki) weszli tu w coś zupełnie dla nich nowego, co najwyraźniej nie do końca im leży. Bo Coldplay nie jest zespołem od muzyki wesołej i energicznej. Momentami im ona wychodziła (vide "Hurts Like Heaven", "Viva La Vida" i kilka innych), ale były to raczej eksperymenty dokonywane sporadycznie. Nagranie całej płyty utrzymanej w tym klimacie było dość ryzykowne i, jak widać, nie opłaciło się (oczywiście w sensie artystycznym, bo na "Mylo Xyloto" panowie zarobili przecież pieniądze ogromne).
Cieszy zatem (spowodowany ponoć zakończeniem związku z Gwyneth Paltrow) powrót Chrisa Martina do pisania piosenek nieco spokojniejszych i smutniejszych, takich jak "Midnight" tudzież "All Your Friends". Jak już więc wielokrotnie podkreślałem i podkreślać będę - poczynili postępy po tej niefortunnej próbie zmiany wizerunku. Nastrój to chyba jedyna różnica między "Mylo Xyloto" i "Ghost Stories", bo nadal jest oczywiście popowo - i to dość mocno (ekhm, "A Sky Full Of Stars") - ale nie można nie zauważyć powrotu do smęcenia, a niemiłosiernie smęcili przecież od początku kariery. I chwała im za to.

Ocena: 7/10

Już jutro: Caribou

czwartek, 20 listopada 2014

Grabaż & Tom Horn - Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości


Całkiem niezły cover fantastycznej piosenki Pidżamy Porno. Pochodzi on z płyty "Grabaż 30" (już niedługo zostanie ona wydana z okazji trzydziestolecia pracy twórczej Grabaża właśnie), a do życia powołany został przez dżentelmena ukrywającego się pod pseudonimem Tom Horn na spółkę z wokalistą wspomnianego zespołu i autorem samej piosenki - Krzysztofem "Grabażem" Grabowskim. Panowie znają się z zespołu Strachy na lachy, w którym Horn (czyli w rzeczywistości Tomasz Rożek) gra na klawiszach, a Grabaż - jak zwykle - śpiewa. Sam cover jest dość pomysłowy, więc wypada dość dobrze nawet mimo tego, że elektronika chyba nie do końca współgra z koncepcją utworu. Hornowi udało się jednak jakimś cudem dociąć brzmienie swoich syntezatorów do ram tej piosenki i stworzyć rzecz zgrabną, aczkolwiek z pewnością nie dorastającą do pięt oryginałowi. Należy to więc raczej traktować jako ciekawostkę.

Ocena: 7/10

Już jutro: Coldplay

środa, 19 listopada 2014

Fisz Emade Tworzywo feat. Justyna Święs - Ślady


Oj, mnóstwo pozytywnych recenzji zbiera najnowsza płyta braci Waglewskich. Są nawet tacy, którzy już zdążyli obwołać ją albumem roku. Trzeba koniecznie posłuchać. Póki tego jeszcze nie dokonaliśmy, można rozkoszować się wspaniałymi "Śladami" - kolejnym utworem nagranym z wokalistką The Dumplings - Justyną Święs. Rozpływać należy się tu nad wszystkim - niebanalnym tekstem, wokalem w tle, głosem Fisza, piękną partią fortepianu.
Rozpływajmy się więc.

Ocena: 9/10

Już jutro: Grabaż & Tom Horn

wtorek, 18 listopada 2014

Sisyphus - Alcohol


Tak, wiem, "Alcohol" był tu całkiem niedawno. Ale ta piosenka uzależnia (bez związku z tytułem). Poza tym po każdym odsłuchu można tu dostrzegać nowe warstwy - teraz zachwycam się na przykład metaforyką zawartą w tekście. Sama konstrukcja utworu też jest zresztą godna uwagi. Niby relatywnie prosta, ale jak się zagłębić w niuanse (na przykład układ sampli), to dostrzec można pewien kunszt Son Luxa. Proponuję posłuchać kilkukrotnie i przekonać się jak muzyka ta przenika do żył.

Ocena: 9/10

Już jutro: Fisz Emade Tworzywo

poniedziałek, 17 listopada 2014

Kult - Polska


W zeszłą sobotę Kult zakończył w krakowskim teatrze Łaźnia Nowa swoją coroczną trasę okołopaździernikową. Byłem tam, koncertu wysłuchałem i rozczarowany nie jestem. Niby panowie z Kultu na młodzieniaszków nie wyglądają, ale nadal potrafią zagrać naprawdę ostro. Opłacało się więc stać te bite trzy i pół godziny - szczególnie po to, by tuż przed bisami usłyszeć tłum wołający o "Polskę" i doświadczyć budowania napięcia przez Kazika.
No i szansa zaśpiewania akurat tego kawałka razem z Kazikiem - bezcenna.

Ocena: 8/10

Już jutro: Sisyphus

niedziela, 16 listopada 2014

FKA twigs - Preface


FKA twigs słuchać zacząłem niedawno. Zacząłem oczywiście od pierwszego longplaya. Jego z kolei rozpoczyna ten właśnie utwór - "Preface". Gdy go więc usłyszałem, zostałem uderzony. Pierwsze skojarzenie - Neneh Cherry. Niezbyt, jak się później okazało, trafione. Bo u Neneh uderzać może jedynie jej bardzo mocny rap. Tutaj zaś największą siłę ma połączenie zjawiskowego głosu twigs z ostrą dość elektroniką. Muzyka bardzo alternatywna, polecam miłośnikom mocniejszych trochę wrażeń.

Ocena: 9/10

Już jutro: Kult

sobota, 15 listopada 2014

Recenzja (3): Metronomy - Love Letters


Przyszła pora na kolejną recenzję. Tym razem do czynienia mamy z ostatnim do tej pory albumem grupy Metronomy - "Love Letters". Mimo, że już ich poprzednia płyta - "English Riviera" - była fantastyczna, "Love Letters" to chyba największe dokonanie w historii istnienia zespołu. A wszystko dzięki utworom takim jak...
  1. "The Upsetter" - czyli wstęp doskonały. Ładnie obrazuje nastrój całego albumu, nie uderza szczególnie zbyt radykalnymi brzmieniami (których w ogóle Metronomy na tej płycie się ustrzegło). Miłośników zespołu może jednak zaskoczyć sposób, w jaki ta piosenka się rozwija. Przy pierwszym odsłuchu oczekiwałem raczej zaostrzenia brzmienia poprzez wprowadzenie solówki syntezatorowej nałożonej na brzmienie gitary i lekką elektronikę w tle. A tu proszę - solówka gitarowa, charakterystyczny chórek wyśpiewujący słowa "you're really giving me a hard time tonight" i złagodzenie (a na pewno nie zaostrzenie) nastroju.
  2. "I'm Aquarius" - tu wchodzimy w stylistykę podobną nieco do tej z "Loving Arm" (ósmego bodaj utworu z "English Riviera") - jest sporo mroku, ale i charakterystyczne dla Metronomy prowadzenie melodii, elektroniczna perkusja, chórki. Niestety, pierwszy raz ukazuje nam się tu też jedyna chyba wada tego albumu - przewidywalność. Nie jest to na szczęście cecha każdego utworu (patrz: budowa "The Upsetter", pomysł na "Boy Racers", cały koncept "Month Of Sundays"), ale jednak jest to coś, co można wytknąć sporej części z nich. No i nie martwcie się - to tej płyty bynajmniej nie dyskwalifikuje. Daje ona muzycznie naprawdę bardzo dużo.
  3. "Monstrous" - z początku była to chyba moja ulubiona piosenka z tej płyty. Urzekające są te organy budujące i jednocześnie wzmacniające melodię, słowa "last time we dance here" i smętny wokal Josepha Mounta.
  4. "Love Letters" - mimo, że był to singiel drugi, można chyba powiedzieć, że pełnił rolę głównego. Przyjęty całkiem dobrze, ale raczej marnie reprezentujący klimat płyty. Jest to jednak do wytłumaczenia - sęk w tym, że płyty tak różnorodnej nie da się zaprezentować jednym utworem. Dlaczego więc to akurat "Love Letters" zostało mianowane wiodącym singlem? Zapewne z powodu swojej popowości. No i jest to w końcu piosenka tytułowa.
  5. "Month Of Sundays" - jeden z najbardziej zaskakujących kawałków z tej płyty. Są chórki, ale to nie chórki w stylu Metronomy. Jest syntezator, ale też jakby nie ich. Jest sekcja rytmiczna, ale znowu - zagrana inaczej niż w większości utworów tego zespołu. Wszystko to drobnostki, więc o elemencie zaskoczenia decyduje ich dość niespotykane zestawienie.
  6. "Boy Racers" - jasne nawiązanie do historii muzyki elektronicznej. Słychać tu choćby Morodera rodem z "Chase". Zabieg ciekawy, w kontekście Metronomy zaskakujący również brakiem wokalu.
  7. "Call Me" - zaczyna się średnio ciekawie, ale rozwinięcie jest wspaniałe. Najbardziej w uszy rzuca się klawiszowa solówka z końca utworu nałożona na wspaniałą linię melodyczną basu. Piękna sprawa.
  8. "The Most Immaculate Haircut" - typowy smęt, ale melodycznie poprowadzony w sposób arcyciekawy - kolejna taka piosenka po "Call Me" i "Monstrous". Równie ładna.
  9. "Reservoir" - no i znowu smęt, znowu typowy dla Metronomy, znowu bardzo melodyczny i znowu urzekający. Pięknie rozbrzmiewa tu charakterystyczny motyw elektroniczny rozpoczynający piosenkę oraz fragment końcowy, czyli przetworzone brzmienie "Call Me". Warto też obejrzeć świetnie narysowany teledysk do tej piosenki.
  10. "Never Wanted" - utwór zdecydowanie najspokojniejszy, doskonale zamykający ten album i wyciszający słuchacza po czterdziestu ponad minutach emocjonującej dźwiękowej podróży. Interpretacyjnie - nutka nadziei po dziewięciu w większości pełnych smutku utworach. "But it gets better..."
Mam nadzieję, że z recenzji wyłania się obraz płyty znakomitej, choć nie bez (nielicznych) wad. Należy jednak wspomnieć, iż z niewiadomych powodów "Love Letters" zostało bez mała zmiażdżone w recenzji na portalu Pitchfork. Zdania co do doskonałości albumu są więc podzielone, choć na szczęście znacznie przeważają zwolennicy tego wydawnictwa.

Ocena: 9/10

Już jutro: FKA twigs