sobota, 25 października 2014

Toro Y Moi - Thanks Vision


Poznawanie nowej, ciekawej muzyki należy bez wątpienia do zajęć wyjątkowo przyjemnych. Proces ten dodatkowo umilają takie drobnostki, jak rozpoznanie w odsłuchanej właśnie po raz pierwszy piosence twórcy do tej pory nieznanego (bądź znanego ledwie z nazwiska) sygnału jakiejś audycji radiowej. Tak było u mnie z Toro Y Moi (gość dzisiejszy - "Thanks Vision" - służy przecież jako sygnał audycji "Cybertrójka" w - jak łatwo można się domyślić - radiowej Trójce), tak było z Franzem Ferdinandem (piosenka FF "I'm Your Villain" do niedawna używana była w czołówce trójkowego "Raportu o stanie świata"). Ważny jest też jednak sam aspekt muzyczny. Bez zainteresowania twórczością danego zespołu lub artysty nie dobrniemy do tych najpiękniejszych oraz najciekawszych nagrań. Tu podać należy kolejny przykład - TV On The Radio. Przecież utwory z EPek "Young Liars" lub "New Health Rock" nigdy nie trafią do laika. Czymś takim może zainteresować się jedynie prawdziwy fan (żeby nie powiedzieć: fanatyk) danego zespołu.
Akurat muzyka Toro Y Moi - mimo kilkukrotnego przesłuchania wszystkich trzech płyt - niespecjalnie do mnie przemawia. Chaz ma oczywiście momenty fantastyczne (szczególnie na pierwszej płycie, choć i później trafiają się perełki - "Divina" na ten przykład), ale jednak nie zaliczyłbym tego do prywatnych odkryć roku. A spodziewałem się znacznie więcej - choćby ze względu na fakt, że Toro Y Moi współpracuje z Caribou (m.in. miksując jego koncerty). Moim osobistym odkryciem jest za to artystka, którą ugościmy tu jutro - Yasmine Hamdan. I to odkryciem nie byle jakim - jednym z ciekawszych dokonanych przeze mnie od czasu poznania muzyki wspomnianego wyżej Caribou.

Ocena: 7/10

Już jutro: Yasmine Hamdan

piątek, 24 października 2014

TV On The Radio - Second Song


Kolejny przykład na to, że do poszczególnych piosenek TVOTR należy dojrzeć. Ta zasada tyczy się właściwie nawet całej ostatniej płyty nowojorczyków - "Nine Types Of Light". I - co najlepsze - naprawdę nie mam pojęcia z czego może to wynikać. Nie jest to bowiem muzyka wyjątkowo trudna. Do najłatwiejszych nie należy, ale - nie oszukujmy się - nie jest to poziom "Music For Pieces Of Wood" Steve'a Reicha. Odpowiedzi na dylemat może nam jednak udzielić wychodząca już za kilkanaście dni najnowsza płyta TV On The Radio - "Seeds". Czekamy z niecierpliwością.

A w międzyczasie, z okazji organizowanych akurat w Krakowie Międzynarodowych Targów Książki, chciałem wytknąć, iż jedyne polskie targi muzyczne organizowane są w Poznaniu i opierają się głównie na sprzęcie muzycznym. Brak imprezy promującej muzykę samą w sobie w naszym kochanym Krakowie jest doprawdy godzien utyskiwania.

Ocena: 8/10

Już jutro: Toro Y Moi

czwartek, 23 października 2014

Al Stewart - Almost Lucy


Tę piosenkę gościmy tu już drugi raz. Nic dziwnego, skoro to chyba jeden z najlepszych utworów Ala Stewarta. Najlepszych i najsmutniejszych. Bo one zazwyczaj są najciekawsze.

Ale to tylko takie połamane dywagacje, przede wszystkim chciałem zapowiedzieć następną recenzję. Ukaże się ona najpewniej w poniedziałek. A w międzyczasie powrócą do nas TVOTR oraz Yasmine Hamdan. Będzie także o przyjemnościach, które czerpać można z poznawania nowej muzyki. Stay tuned!

Ocena: 9/10

Już jutro: TV On The Radio

środa, 22 października 2014

Manu Chao - Denia


Manu Chao to jeden z najbardziej znanych przedstawicieli gatunku zwanego muzyką świata (world music). Śpiewa on głównie po angielsku, francusku i hiszpańsku (często tworzy zresztą własne mieszanki tych języków), ale zdarza mu się też wykonać utwór w języku innym. W tym wypadku jest to arabski. Jest tak dlatego, że pieśń ta napisana została przez muzyka algierskiego - Idira. Manu Chao tylko stworzył i wykonał własną wersję piosenki. Oprócz kompozycji zmianie uległ też tytuł - z "A Tulawan" na "Denia" (jeden z tytułów znaczy ponoć "Biedna Algieria" - nie mam pojęcia który).
I naturalnie słychać tu motywy przewijające się przez całą twórczość Francuza (z urodzenia)/Hiszpana (z pochodzenia) - te gwizdki w tle, charakterystyczne sample (w tym "Próxima estación: Esperanza" - "Następna stacja: Nadzieja" - stąd tytuł płyty zawierającej "Denię") - ale czuć tu jednak trochę inny rys. To nie jest utwór w stylu mojego ulubionego "Nieskończonego smutku" ("Infinita Tristeza") ani w całej swej prostocie genialnego "Me gustas tu". Wybija się to na płycie. Może nawet nie jakościowo (bo poziom całego albumu jest w miarę równy), ale słychać znaczne różnice w brzmieniu.
A jednak nastrój pozostaje ten sam - nieskończony smutek z nadzieją na nadzieję.

Ocena: 8/10

Już jutro: Al Stewart

wtorek, 21 października 2014

Rhye - Open (SOHN remix)


Muzyka duetu Rhye pojawiała się tu już niejednokrotnie, ale było to za "niepiśmiennych" czasów bloga. Przypomnijmy sobie zatem o co tu w ogóle chodzi.
Rhye to duet soulpopowy składający się z Duńczyka Robina Hannibala oraz Kanadyjczyka Mike'a Milosha (który sam w sobie jest postacią arcyciekawą i którego solowym dokonaniom kiedyś może również się przyjrzymy). Jego najbardziej charakterystyczne cechy to delikatny, prawie kobiecy głos Milosha, subtelne instrumentacje, a także romantyczny, marzycielski nastrój. Jest to więc muzyka baaardzo przyjemna. Do kategorii "wybitna" jednak trochę jej brakuje, aczkolwiek nic właściwie zarzucić jej nie można. No, może poza pojawiającą się od czasu do czasu lekką szablonowością (dotyczącą w szczególności tekstów).
Panowie z Rhye wydali niestety tylko jedną płytę. Nosi ona tytuł "Woman" i cieszy nasze uszy od roku 2013. "Open" jest utworem (nomen omen) ją otwierającym. I za ten właśnie utwór zabrał się specjalista od elektroniki (łagodnej i nie tylko) - SOHN. Pan SOHN też wydał do tej pory jeden tylko album - "Tremors", z tym że nastąpiło to rok po wydaniu "Woman". Oprócz tego sporadycznie zajmuje się też remiksami. Oprócz Rhye zaszczytu bycia zremiksowanym przez SOHNA dostąpiła także m.in. Lana Del Rey.
A teraz skończcie czytać niepotrzebne wprowadzenie i zabierzcie się do słuchania muzyki.

Ocena: 7/10

Już jutro: Manu Chao

poniedziałek, 20 października 2014

James Blake - Building It Still


A niech to, zawiedziony jestem. W internecie pojawiła się niepublikowana do tej pory piosenka Jamesa Blake'a. I co? I powinna być fantastyczna. I nawet jest. Ale to jakby nie ten sam Blake. Chyba starał się wrócić do swojej pierwszej płyty, ale wyszło to trochę tak, jakby chciał przypominać Nicolasa Jaara. Normalnie podobieństwo do Austriaka byłoby olbrzymim komplementem, ale ktoś taki jak James, który już wyrobił sobie własną, świetnie rozpoznawalną markę, NAPRAWDĘ nie musi brzmieć jak ktoś inny. Choćby był to nawet Jaar.
Ale dobra, postarajmy się zachować przynajmniej odrobinę obiektywizmu i nie oddać się do końca rozczarowaniu. Beat jest świetny - bardzo delikatny, wspomagany subtelnymi dźwiękami fortepianu. Poza tym mamy tu całkiem ciekawe sample (szczególnie te pojawiające się w trzeciej minucie) i jak zwykle doskonale wymierzony wokal Jamesa. Dzieje się tu sporo, wszystko jest świetnie zmiksowane. Piosenka zasługuje więc przynajmniej na notę 8/10. Nie wiem jednak, czy Blake planuje coś z tak dobrym kawałkiem zrobić. Nie wiem nawet czy jest to utwór nowy - jedyne, co o nim wiadomo to fakt, że 16 października ukazał się on w prowadzonej przez artystę audycji BBC Radio One's Residency (cała audycja jest do odsłuchania tutaj - gorąco polecam). Pitchfork niestety również nie rozjaśnia całej sytuacji. Obawiam się jednak, że nie należy się spodziewać wydania "Building It Still" na następnej płycie Blake'a - choć na szczęście nic nie jest całkiem pewne.
I szkoda tylko, że stylistyka jest jaka jest, a nie ma tu już tego, co było na cudownym albumie "Overgrown". Pewnie można mi zarzucić, że przesadzam. Cóż, zarzuty te będą całkowicie uzasadnione. Więc zostawmy narzekanie i słuchajmy porządnej muzyki. Nawet jeśli nie brzmi jak ostatnia płyta Jamesa Blake'a.

Ocena: 8/10

Już jutro: Rhye

niedziela, 19 października 2014

Underøath - A Boy Brushed Red... Living In Black And White


W komentarzu do jednego z ostatnich postów zostałem poproszony o zrecenzowanie piosenki dzisiejszej (i w ogóle twórczości zespołu Underøath). Nie będę ukrywał, że zupełnie nie jest to moja bajka. Chrześcijański metalcore? Nie, dzięki. Może więc moja opinia jest trochę wypaczona przez fakt, że odrobinę się do tej muzyki uprzedziłem, za co z góry przepraszam.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Pierwsze wrażenia do najlepszych nie należały. Zacząłem bowiem właśnie od "A Boy Brushed Red... Living In Black And White". Jeśli brać pod uwagę ilość wyświetleń na portalu YouTube, jest to zdecydowanie najpopularniejszy utwór tej grupy. Do rzeczy ciekawych w tym kawałku należy zaliczyć tekst oraz interesujący podobno dialog screamu z wokalem czystym (to wiem akurat od znajomego metalowego eksperta, któremu dziękuję zresztą za krótki opis wprowadzający laika w temat). A sam czysty wokal... Cóż, do najoryginalniejszych nie należy (i idzie tu w ślady dzisiejszego utworu tytułowego). Oryginalnością tą (o którą, jak zaraz z pewnością dostrzeżecie, wszystko się tu rozbija) nie grzeszy nie tylko wśród utworów metalowych, ale i w całym muzycznym oceanie. Na pierwszy rzut oka brzmi to niczym lekko rozwodniony Linkin Park. Skojarzenia są więc nienajlepsze.
Piosenka ta nie zachwyciła mnie zatem. Ale co z resztą twórczości Underøath? Poszperałem nieco w otchłaniach YouTube'a i odkryłem kilka fajnych utworów. Do gustu przypadły mi trochę lżejsze "Too Bright To See, Too Loud To Hear", "Reinventing Your Exit", "Paper Lung" oraz "When The Sun Sleeps". Nie jest to raczej muzyka, do której planuję wracać, ale też nie przeszkadza mi ona. Abstrahując od osobistych sympatii napiszę, że głównym grzechem zespołu jest chyba przeciętność. Teksty momentami są całkiem niezłe, poszczególne elementy różnych utworów również, ale mimo że uważnie przesłuchałem na YT ponad dwadzieścia utworów, żaden poza wspomnianym już "Paper Lung" nie wyróżniał się szczególnie spośród innych. A dodać trzeba, że "Paper Lung" pochodzi z ich ostatniej płyty powstałej przed zakończeniem działalności. Została ona nagrana w zmienionym składzie i ponoć oznaczała zmierzch grupy, więc nie może być chyba szczególnie reprezentatywna dla całej twórczości.
Po raz kolejny odwołam się do opinii eksperta: "ogólnie jest to niezły metalcore, lecz w tym gatunku niezwykle trudno być oryginalnym". A panowie z Underøath niestety oryginalni nie są.

Osobę utwór podsuwającą przepraszam więc za opinię nieszczególnie pozytywną. Niestety mogę jedynie obiecać próbę poprawy.
(Przy okazji: recenzja ta zainspirowała mnie do wprowadzenia systemu oceniania punktowego.)

Ocena: 5/10

Już jutro: James Blake