sobota, 20 września 2014

Kimbra - Miracle


Kimbra w Polsce jest chyba przede wszystkim znana z kolaboracji z Gotyem, która zaowocowała piosenką "Somebody That I Used To Know". Odtąd nowozelandzka wokalistka kontynuuje niezłą passę (oczywiście cały czas obracając się w kręgu muzyki popularnej, przez co nie należy oczekiwać czegoś wymagającego, a raczej czegoś przyjemnego i do szybkiego zapomnienia). Najpierw było fantastyczne "Settle Down". Teraz też jest nieźle, choć na pewno już nie tak dobrze. "Miracle" bowiem nadal zapewnia odpowiednią dawkę popowych doznań, ale traci na teledysku, który niestety wpisuje się w najgorsze ostatnimi czasy nurty kręcenia wideoklipów (patrz: abominacja zwana "Hideaway" wykonywana przez niejaką Kieszę). Polecam więc posłuchać, ale już oglądać niekoniecznie. Do tego bardziej nadaje się wideo do wspomnianego już wcześniej "Settle Down" (w którym też mamy do czynienia z tańcem, ale wpisującym się w coś bardziej interesującego niż bezcelowe wędrowanie po jednakowych ulicach).

Już jutro: Jon & Vangelis

piątek, 19 września 2014

Damon Albarn feat. Natasha Khan - The Selfish Giant


Ten utwór (nie wiedzieć czemu) kojarzy mi się bardzo z "Harmless Monster" duetu Cocorosie. Może chodzi o konstrukcję tytułu, może o tekst albo nastrój? Ten ostatni faktycznie jest dość podobny - z tym wyjątkiem, że instrumentacje Damona Albarna są często o wiele gęstsze od muzyki Cocorosie, przez co u słuchaczy nie dochodzi do załamań nerwowych (aczkolwiek lekki smaczek depresji nadal pozostaje). Klimaty takie uwielbiam, z początku solowym albumem wokalisty Blur byłem więc zachwycony. Z perspektywy czasu muszę jednak przyznać, że muzycznie album ten do najwybitniejszych w historii nie należy (choć do kategorii "fantastyczny" i "wysłuchać koniecznie" z pewnością się zalicza). Mimo to na pewno zostanie zapamiętany - choćby za niezwykle spójną kompozycję (wyjątkiem jest może "Mr Tembo", ale takie z pewnością było założenie).
Najważniejsze są jednak teksty i fakt, że cały ten album jest czymś na kształt autobiografii Albarna. Jako że zaliczam się do grupy jego wyznawców płytę nadal kocham. Ale już nie bezkrytycznie.

Już jutro: Kimbra

czwartek, 18 września 2014

Interpol - The Depths


Stratą nieodżałowaną jest, że ten utwór znalazł się wyłącznie na iTunesowej wersji najnowszej płyty Interpolu. Wyśrubowałby bardzo i tak wysoki już poziom. Nowojorczycy zmienili trochę kierunek - powiedziałbym że ich poprzedni album - "Interpol" - był bardziej niż "El Pintor" elektroniczny i mroczny. Wielu zresztą krytykowało go za to. Dla mnie to chyba jednak stanowiło o jego jakości i przez porzucenie tej stylistyki z początku ciężko było mi się zaprzyjaźnić z "El Pintorem". Ostatecznie jednak płyta ta podoba mi się coraz bardziej po każdym kolejnym odsłuchu i nie zanosi się na to, bym zmęczył się nią, jak ostatnią płytą Arctic Monkeys (która z początku była lekko interesująca, z odsłuchu na odsłuch stawała się coraz ciekawsza, aż wreszcie osiągnęła status zachwycającej - tylko po to, bym po tygodniu uznał, że mam jej dość i nie zamierzam powracać do niej przez najbliższych kilka lat).

Już jutro: Damon Albarn

środa, 17 września 2014

Cos-Ber-Zam - Ne Noya (Daphni mix)


Oto najlepszy chyba utwór na jedynej dotąd płycie Daphni. A czymże jest Daphni? Otóż kolejnym projektem Dana Snaitha, znanego również jako Manitoba oraz (przede wszystkim) Caribou. Przypominam więc o mającej wyjść 4 października płycie Caribou i zachęcam do posłuchania znakomitego remixu utworu grupy Cos-Ber-Zam, o której nie wiadomo nic poza tym, że pochodzi z Toga i w latach 70. nagrała jedną piosenkę, który stał się wielkim hitem. Utwór ten to właśnie "Ne Noya".

Już jutro: Interpol

wtorek, 16 września 2014

Artur Rojek - Ring Of Fire (Johnny Cash cover)


Czegoś takiego zupełnie się nie spodziewałem. Jakiś czas temu Artur Rojek grał koncert w trójkowym studiu im. Agnieszki Osieckiej i na koniec zaprezentował widzom ten oto utwór - cover "Ring Of Fire" Johnny'ego Casha. Ludzie, cóż tu się dzieje. Ten jam który tu oferują jest po prostu nieziemski. Najlepiej ujął to w poniedziałkowej Tonacji Trójki Piotr Stelmach: "Nie wiem jak państwu, ale mi ta piosenka COŚ robi". No, mi też.

Jedna uwaga: poprzedni film z nagraniem ze Studia im. Agnieszki Osieckiej został niestety usunięty z YouTube'a. Musimy się zatem zadowolić czymś takim. Słabo.

Już jutro: Daphni

poniedziałek, 15 września 2014

Republika - Śmierć w bikini


Kolejna (po "Jeremym" Pearl Jamu) piosenka z poruszającą historią. Co prawda nie aż tak poruszającą (przynajmniej dla mnie), ale jednak. Piosenka inspirowana jest nieudaną próbą atomową na atolu Bikini w roku 1954. Zniszczenia wywołane przez bombę były wielokrotnie większe niż przewidywano. Opad radioaktywny niósł się z wiatrem przez ponad 500 kilometrów, napromieniowując m.in. statek o nazwie Szczęśliwy Smok (na historii którego oparta została później "Godzilla", mająca być alegorią bomby jądrowej właśnie) oraz rzucając radioaktywne cząsteczki na okoliczne wyspy. Największe wrażenie robią relacje świadków z tychże: "dzieci wybiegły na dwór z chat, łapiąc, a nawet połykając opadające białe płatki, myśląc, że to śnieg, o którym tyle czytały w książeczkach i gazetach. Jednak wkrótce potem skóra zaczęła je piec i robiła się czerwona, w miejscu gdzie upadły płatki, a dzieci zaczęły wymiotować krwawą mazią i dostały biegunki. Płatki, które opadły na skórę, nie chciały zejść lub odchodziły wraz ze skórą". Wiele osób, które tego doświadczyły, doznały później choroby popromiennej oraz poparzeń wewnętrznych (wśród dzieci połykających "śnieg"). Aż odzywają się w człowieku instynkty skrajnie pacyfistyczne.

Już jutro: Artur Rojek


niedziela, 14 września 2014

Y.A.S - Get It Right


Przedwczoraj obejrzałem najnowszy film Jima Jarmuscha, reżysera bardzo związanego z muzyką (w większości jego filmów warstwa muzyczna jest bardzo rozbudowana i starannie dopracowana). Nie inaczej było w przypadku "Only Lovers Left Alive". Jakież jednak było moje zdziwienie, gdy w pewnym momencie (konkretnie w momencie, gdy Eve jedzie do domu Adama) usłyszałem w tle utwór "Gamil" duetu Y.A.S. Zdumienie było o tyle większe, że tego samego dnia w drodze do szkoły słuchałem właśnie ich jedynej płyty - "Arabology". Z początku uznałem, że dobór takiej muzyki w tym fragmencie filmu nie ma szczególnego sensu - wprawdzie jedną z filmowych lokacji był bliskowschodni Tanger, ale ta akurat część miała miejsce w taksówce w Detroit. Z perspektywy czasu muszę jednak przyznać, że było to doskonałe posunięcie, mające wprowadzić widza w odpowiedni nastrój. Poza tym (a może przede wszystkim) w dalszej części filmu na ekranie pojawia się Yasmine Hamdan, wokalistka Y.A.S.
Co zaś się tyczy innych muzycznych smaczków w tym obrazie - no cóż, jest tu dom naszego ulubionego Jacka White'a, jest różnica zdań w sprawie legendarnych amerykańskich wytwórni: Motown oraz Stax, jest koncert zespołu White Hills, jest kwartet smyczkowy Schuberta, są piękne gitary... Raj dla konesera muzyki. Chciałoby się mieszkać w pokoju takim jak ten Adama, najlepiej w Detroit właśnie.
Jeszcze kilka słów o Y.A.S: są oni uznawani za duet francuski (ponieważ we Francji został utworzony), choć jedna jego połówka - Mirwais - ma korzenie włosko-afgańskie, a druga - Yasmine Hamdan - pochodzi z Libanu. Na pierwszej i jedynej dotychczas płycie starali się pokazać (przez pryzmat muzyki elektronicznej z wyraźnymi wpływami etnicznej muzyki Bliskiego Wschodu) inną stronę świata arabskiego, stawiając ją w opozycji do stereotypowego obrazu Araba-terrorysty. Wyszło im to świetnie - głównie dzięki wyrazistemu stylowi Mirwaisa i zjawiskowemu wokalowi Yasmine. Polecam posłuchać.

Już jutro: Republika