niedziela, 9 listopada 2014

Psy - Gangnam Style



Na pewno większość z Was pamięta nadal hit 2012 roku - piosenkę "Gangnam Style" Koreańczyka imieniem Psy. Utwór ten zrobił furorę na zachodnich rynkach muzycznych, przebojem wpadł na pierwsze miejsca list przebojów i długo nie chciał oddać prowadzenia. Poza tym jako pierwszy w historii przekroczył miliard (a później nawet dwa miliardy) wyświetleń w portalu YouTube, dostał tam też najwięcej polubień w historii (za co został zresztą wpisany do Księgi Rekordów Guinessa) Należałoby więc spojrzeć na niego z perspektywy czasu i zastanowić się czemu został tak gorąco przyjęty przez publikę i czy jest to utwór dobry.
Na drugie pytanie odpowiedź jest wyjątkowo prosta: nie. Obojętnie czy jest to parodia (tak twierdzi sporo osób, ale jakoś nigdy nie udało mi się dowiedzieć co miałaby parodiować), czy utwór nagrany dla zabawy, nie można zaliczyć go do utworów dobrych. Wokal jest co najmniej przeciętny, warstwa muzyczna - po prostu słaba, tekst również nie powala. Na pocieszenie dodam, że bywało gorzej (patrz: Rebecca Black - "Friday", Gunther - "Ding Dong Song" oraz obrzydliwość jaką jest disco polo).
Skoro utwór jest raczej marny, to czemu zyskał taką popularność? Przypuszczalnie ze względu na to, że powstał do niej dziwaczny (oczywiście z punktu widzenia przeciętnego amerykańskiego lub europejskiego słuchacza popu) teledysk. Ale dziwaczny w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zaskakuje on tym charakterystycznym, jakże popularnym tańcem, wyrazistością samego Psy, nietypowymi lokacjami, różnorodnością kostiumów. Patrząc na to wszystko i łącząc z muzycznym wykształceniem artysty (Berklee College Of Music - co prawda nieukończone, ale jednak) można faktycznie spokojnie stwierdzić, że utwór nagrany został dla zabawy. I dlatego (mimo, że bez wątpienia nie jest on dobry) uwielbia go tyle ludzi - czuć z niego luz, którym zaraża on słuchających. Nawet tych, którzy przepadają raczej za muzyką porządną.
I tu dochodzimy do puenty. Bo czy fakt, że "Gangnam Style" to piosenka słaba, od razu ją dyskwalifikuje? Nie. Na pewno wyklucza ją z działu muzyka, której słucha się by poszerzać horyzonty. Ale jednocześnie w chwilach, gdy potrzebujecie rozluźnienia, możecie bez wyrzutów sumienia nabić jej kilka kolejnych wyświetleń na YouTubie. Nie zaszkodzi Wam to, a może podniesie na duchu lub da energię do działania. Należy tylko pamiętać, by nie brać jej na poważnie, a uważać jedynie za tzw. guilty pleasure.

Ocena: 3/10

Już jutro: Coldplay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz