wtorek, 30 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014: najlepszy album

Przechodzimy do kolejnej kategorii. Tym razem jest to...

NAJLEPSZY ALBUM

  1. Caribou - "Our Love"
Kolejny stopień w ciągłym muzycznym rozwoju Dana Snaitha. Wszystko zaczęło się od dwóch w całości chyba instrumentalnych płyt nagranych jako Manitoba. Później (po perypetiach związanych ze zmianą pseudonimu) przyszedł czas Caribou i "Milk Of Human Kindness". To jednak jeszcze nie było to. Na muzyczny Olimp Kanadyjczyk zaczął wspinać się bowiem dopiero w roku 2007, kiedy to wydana została jego czwarta płyta - "Andorra". Tu już zaczynało się coś dziać, choć raczej alternatywnie, niż - tak jak teraz - elektronicznie. Na to przyszła pora dopiero na "Swim" - albumie piątym, jeszcze lepszym niż poprzednik. Później Snaith zrobił sobie przerwę w wydawaniu płyt pod szyldem Caribou i nagrał jedną ("Jiaolong") jako Daphni. Właśnie ona błyska nam momentami na fantastycznym "Our Love". Ona i "Swim". Mieszanka, jak się okazuje, prawie wybuchowa, tworząca jedną z najpiękniejszych i jednocześnie niebanalnych opowieści o miłości. Jeśli jeszcze ktoś jej nie słuchał, niech koniecznie nadrobi zaległości.

  2. Artur Rojek - "Składam się z ciągłych powtórzeń"
Bezapelacyjnie polska płyta roku. Z początku nie byłem do niej przekonany - uważałem ją za nieudolną (choć raczej nieświadomą) kopię płyty Damona Albarna "Everyday Robots". A jednak wszystko się odwróciło i to Rojek otrzymuje drugie miejsce, a Brytyjczyk musi zadowolić się drugą dziesiątką. Stało się tak po części dlatego, że muzyka byłego wokalisty Myslovitz jest na polskim rynku czymś nadal dość rzadko spotykanym - głównie ze względu na to, że mało mamy muzyków o statusie i renomie takiej jak Albarn albo Rojek właśnie; artystów, którzy mogliby nagrać coś osobistego, lekko odmiennego od dotychczasowych ich dokonań bez zmartwień o krytyczne przyjęcie tego materiału. Wyjątkowość Rojka nie jest jednak jedynym współczynnikiem czyniącym z "... Ciągłych powtórzeń" płytę tak dobrą. Czymś takim jest również fakt, że utwory z tej płyty potrafią przekonać do siebie ludzi nie doceniających raczej w przeszłości podobnej muzyki (pop/dance/alternatywa). Umiejętność rzadka, przesądzająca o takim, a nie innym miejscu tego albumu w tym rankingu.

  3. Metronomy - "Love Letters"
Uzasadnienie wyjątkowo proste: Metronomy funduje nam na "Love Letters" tak rozmaitą, choć niezwykle spójną i płynną podróż po różnorakich stylistykach, gatunkach oraz klimatach, że na dobrą sprawę wystarczy jeden odsłuch tej płyty (z niezbyt nawet obszernym komentarzem), by już być choć trochę zorientowanym w historii muzyki rozrywkowej po szóstej dekadzie XX wieku. No i te emocje, z albumu wręcz bijące... Nie sposób zapomnieć o tym krążku.

  4. D'Angelo & The Vanguard - "Black Messiah"

  5. Ninos du Brasil - "Novos mistérios"

  6. The Black Keys - "Turn Blue"

  7. Fisz Emade Tworzywo - "Mamut"

  8. Swans - "To Be Kind"

  9. Pablopavo - "Tylko"

10. FKA twigs - "LP1"

11-15 (wg wykonawcy, w kolejności alfabetycznej):
  • Damon Albarn - "Everyday Robots"
  • Fink - "Hard Believer"
  • Mister D. - "Społeczeństwo jest niemiłe"
  • Pustki - "Safari"
  • Steve Reich - "Radio Rewrite"
Są też jednak albumy, które - mając na uwadze fakt, że do najlepszych z najlepszych one nie należały - bardzo polubiłem. Oto one:
  • Coldplay - "Ghost Stories"
  • Liars - "Mess"
  • Little Dragon - "Nabuma Rubberband"
  • Organek - "Głupi"
  • TV On The Radio - "Seeds"
Co bystrzejsi zauważyli zapewne brak jednego z najbardziej docenianych przez krytykę albumów tego roku: "RTJ2" zespołu Run The Jewels. Dlaczego nie ma go w rankingu? Bo po prostu nie jestem w stanie zdzierżyć brzmienia duetu tworzonego przez Killer Mike'a i El-P. Moim zdaniem ta płyta jest zwyczajnie nieprzyjemna, obrzydliwa wręcz, i wzbudza we mnie odrazę. Przepraszam, nie jestem w stanie w żaden sposób zobiektywizować mojego spojrzenia na to wydawnictwo

Jutro kończymy omawiając kategorię "Najlepsza piosenka" i ostatecznie podsumowując rok.

Już jutro: Podsumowanie roku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz